W sercu pustyni czy wśród tłumu, co za różnica? Człowiek w swej istocie jest wszędzie samotny.
A.Christie
Poprawiła puszysty koc spadający z jej kolan. Noc była zimna, co w obecnej szerokości geograficznej nie należało do rzadkości. Jej to jednak nie przeszkadzało. W Sydney umierała z gorąca, a okna nie można było otworzyć z obawy przed ogromnymi pająkami lub innymi dziwacznymi stworzeniami, które co noc grasowały na ich podwórku. Całe szczęście tutaj, na drugim końcu świata, było inaczej. Nigdy by nie przypuszczała, że rodzice rzucą wszystko w kąt i przeprowadzą się do Szwajcarii. Nie, że jej to nie odpowiadało. W Sydney dusiła się, zamknięta w tych samych pozach, uśmiechach, czterech ścianach. Dopiero tutaj, niemal w samym sercu Europy, czuła się wolna od zmartwień. Mimo, że jej niemiecki wymagał dalszych ćwiczeń, a australijski akcent za nic nie chciał zniknąć, dogadywała się z innymi. Jednak jej jedyną przyjaciółką była Noc. Nigdy nie oceniała, po prostu nastawała w odpowiednim momencie. Kiedy dziewczyna czuła się wybrakowana, zmęczona ciągłym zgiełkiem, otoczka ciemności pochłaniała ostatnie światła dnia i otulała Szwajcarię ciepłą kołdrą ciemności.
- Lubię cię. - Odrzuciła na plecy blond włosy związane w kłosa, uśmiechając się do swojego odbicia w oszronionej szybie. - Ty mnie rozumiesz. Ich liebe dich? - wykrztusiła łamanym niemieckim, niepewna słów, które wypowiadała. - Tak to się mówi?
Szmer liści i szczek jakiegoś psa stróżującego, wytrącił ją z melancholii. Otworzyła powoli okno i wychyliła się na zewnątrz. Zauważyła jakiś cień przemykający pod bramą jej domu. Złodziej.
- Hej! - krzyknęła zanim zdążyła się powstrzymać. Postać zatrzymała się, odwróciła w stronę jej okna, po czym rozpłynęła się w ciemnościach panujących poza zasięgiem małej latarenki. - Ej! - wykrzyknęła ponownie i, zagłuszając ostatni krzyk zdrowego rozsądku, wsunęła na nogi ciepłe buty, ubrała sweter, chwyciła w rękę rękawiczki oraz czapkę, po czym wyskoczyła.
Wylądowała na ziemi z głuchym hukiem. Niby pierwsze piętro, ale ramię i tak ją bolało.
- Cholera, a mogłam zostać - jęknęła, wciskając na głowę pluszową czapkę. Usłyszała jakiś szmer, który ją uciszył. Śnieg skrzył się w świetle księżyca, dodającego jej siły wielkiego brata. Otrzepała cicho puch ze swetra i podźwignęła się na nogi. Usłyszała skrzypienie otwieranej drewnianej furtki i czyjeś oczy, wpatrujące się w nią z dobrocią.
- Chodź ze mną. - Aksamitny głos chłopaka, wygłaszający te słowa, miał w sobie moc perswazji. Dziewczyna nie zastanawiała się wiele. Sweter powoli przemarzał, a koc, którego skrawek wystawał zza parapetu, był poza jej zasięgiem. Uśmiechnęła się, poprawiając po raz ostatni czapkę.
- Pójdę - oznajmiła pewna siebie, chwytając tajemniczą osobę za ramię.
- Alexander - wypowiedział swoje imię z dziwnym namaszczeniem. - A ty? - zapytał.
Dziewczynę ani trochę nie odstraszyła dziwność tej sytuacji. Idzie w środku nocy pod rękę z nieznajomym - prawdopodobnie złodziejem - który bez trudności otworzył drzwi do jej ogrodu i mówi po angielsku, choć są w Szwajcarii. Była pewna, że to nie jest sen, tylko rzeczywistość. Co ją więc popchnęło do tego czynu? Samobójcze skłonności? A może to kolejna gierka Nocy? Nie raz przecież się zdarzało, że jako najlepsza przyjaciółka, wysłuchiwała jej o absurdalnych godzinach, na przykład o pierwszej po południu, co ludzie tłumaczyli zaćmieniem Słońca. Chciała, by spotkała się z chłopakiem o srebrnych oczach? Nie wiedziała tylko, dlaczego to robiła. Wkrótce wszystko miało się wyjaśnić.
- Paris. Dokąd idziemy? - zapytała.
W oku Alexandra dostrzegła dziwny błysk.
- W moje ulubione miejsce.
- Świetnie. - Uśmiechnęła się.
Całe życie w marzeniach, jedno się spełniło, straciłem je, więc dalej marzę... Jednak ciągle o tym samym.
Mahatma Ghandi
Po kilkunastu minutach przedzierania się przez zaspy, Paris dostrzegła górskie jeziorko, nad którym wznosił się księżyc. Był jasny i wyglądał, jakby coś niewiadomego go cieszyło. Niewiadomego? Na pewno?
- Ładne imię - Paris - przyznał Alexander, kiedy usiedli na pniu zwalonego drzewa, ledwie przyprószonego śniegiem.
- Alexander też nie jest brzydkie - odparła skromnie. - Powiesz mi, kim jesteś? - zapytała, przewiercając go spojrzeniem bursztynowych oczu.
- Jestem sobą - wzruszył ramionami - tylko sobą. Właściwie, każdy jest sobą, prawda? Wierzę, że sami wybieramy sobie nasze ciała, a to, co z nimi robimy, jest naszym odzwierciedleniem. Zdarza się też, że ktoś chce stworzyć kogoś, kim nie jest naprawdę. Dużo osób mówi, iż wtedy jest tylko oszustem, który nie ma siły by spojrzeć w lustro i zaakceptować siebie. Ale z mojego punktu widzenia, takie zachowanie jest dobre. Bardzo dobre. Myślę, że tylko ktoś, kto ma czyste serce, ma prawo zobaczyć nasze prawdziwe oblicze. By ukryć się przed osobami nieodpowiednimi, powinniśmy chować się w nieprawdziwych skorupach, wykreowanych przez ten ohydny świat.
- Jesteś też filozofem - burknęła Paris, spoglądając w księżyc.
Wzruszył ramionami.
- Widocznie tak chciałem, wybierając to ciało.
- Ale czy to twoja prawdziwa twarz? - zapytała dziewczyna, nawiązując do jego poprzedniej wypowiedzi.
- A czy ty masz czyste serce, by odkryć prawdę o mnie? - odparował.
- Nie wiem. - Odsunęła się, zagryzając wargę. - Wydaje mi się, że nic o sobie nie wiem - a powinnam.
- Każdy o sobie nic nie wie - spróbował poprawić jej humor. - Odkrywamy siebie, jakbyśmy czytali powieść. Z każdą przewróconą stroną dowiadujemy się o sobie coraz więcej. A kiedy skończymy czytać, zaspokoimy swój głód wiedzy. Wtedy też umrzemy. Życie bez tajemnic to nie życie. Potrzebujemy sekretów, by odkrywać siebie codziennie na nowo.
- Gdzie mieszkasz? - zmieniła temat. Czuła, że woli nie wiedzieć więcej. Bała się śmierci. A jeszcze bardziej wieczności, która po niej następuje. Nieskończoność jest przerażająca. Życie nie. W końcu wiemy, że kiedyś się skończy. Tak jak nudna lekcja lub film. Śmierci też nie powinniśmy się bać, tylko tego, co po niej następuje. Kto nie boi się drogi bez końca? Przecież to będzie trwać zawsze, nigdy się nie skończy. Chyba, że w grę wchodzi reinkarnacja. Ale czy przeżywanie za każdym razem innej historii też nie jest straszne? Nieskończoność to najgorszy koszmar dla śmiertelnych.
- Mieszkam tutaj - uśmiechnął się. - W sensie w tamtym domku. - Wskazał niewielką chatkę po drugiej stronie jeziorka. Na górnym piętrze paliło się jedne, jedyne światełko.
- Po co po mnie przyszedłeś?
Wzruszył ramionami.
- Czułem, że muszę. Moim przewodnikiem był księżyc. I serce. - Nachylił się ostrożnie w jej stronę. - Paris, potrzebuję cię. Teraz to rozumiem. Dopełniasz mnie, nawet siedząc tutaj i nic nie mówiąc. Czuję to. Teraz moje wyimaginowane teorie nabierają kolorów, zupełnie jakbym oglądał całe życie film w 2D, a teraz otrzymał okulary i wszystko stało się trójwymiarowe.
Uśmiechnęła się do niego, muskając palcami jego policzek.
- Coś czułam, że Noc jest dobrym doradcą. W końcu, kto jest w tym lepszy niż przyjaciółka?
Alexander jej nie skrytykował. Też był taki jak ona. Też śnił na jawie. Jego powiernikiem sekretów był Księżyc. Rozumiał potrzebę wygadania się. Zwłaszcza jeśli przeniosło się do domku w górach wprost z zatłoczonego Nowego Yorku. Noc i Księżyc byli idealnymi przyjaciółmi dla nich. Odmiennych z własnym sposobem postrzegania świata, nie zważających na opinie innych i wiedzę, którą wtłaczano im do głów w szkole. Byli marzycielami, w pewnym stopniu idealistami, a postrzegali świat dokładniej i bardziej realnie niż nie jeden mędrzec.
Poczuł na policzku ciepły oddech Paris. Jedna wyprawa w nieznane zmieniła wszystko. Pocałował ją delikatnie, a ich wargi doskonale do siebie pasowały. Perfekcja w realnym świecie.
Są osoby, które się pamięta, i osoby, o których się śni.
C.R. Zafón
Kolejna noc. Kolejne spotkanie przy świetle księżyca. Kolejne marzenia, kolejne sny, kolejne pocałunki. Pierwsze ,,kocham cię". Ostatnie słowa.
- Kocham cię, Paris - wypowiedział te słowa z niepodobnym sobie realizmem.
Paris uśmiechnęła się do niego, biorąc jego rękę w swoje filigranowe białe dłonie.
- Ja ciebie też, Alexander. - Ciepły ton, którym wyznała mu miłość, roztopił by każdy lód, każde skostniałe serce realisty. - Nareszcie Noc nie jest jedyną osobą która mnie rozumie. Teraz mam ciebie.
Pocałowała go delikatnie i zmysłowo.
- Tak, Paris. Ja ciebie też. Szkoda tylko, że na tak krótko.
- Ja też tego żałuję. Myślę jednak, że wyjątkowo ciepło będę wspominać nasze cudowne schadzki. Gdziekolwiek się znajdę.
Smutny uśmiech udzielił się także jemu. Jak może go tak opuszczać? Jak? Przyblakłe światło Księżyca mówiło jednak sam za siebie. Musi odejść. Musi go zostawić, choć jest to ostatnia rzecz, jaką chciałaby zrobić. Tylko, on też ją opuszcza.
- Wiesz, zawsze będziesz dla mnie Nocą.
- A ty dla mnie Księżycem.
Srebrna łza spłynęła po jej bladym policzku.
- Boję się - powiedziała. Nie chciała kończyć podróży po tym świecie. Był to jednak jedyny sposób by zostać w tym mieście na zawsze i nie opuszczać go już nigdy. Co z tego, że rodzice odnajdą ich ciała o świcie? Nie miała zamiaru wyjeżdżać na cudowne studia do Florencji. On nie miał zamiaru wracać do rodziców do Nowego Yorku. A bilety były już kupione...
- Nie pozwolę, żebyś się bała. - Pocałował ją w czoło. - Dlatego wyjedziesz jutro do Florencji i nigdy tu nie wrócisz - rozkazał, choć do jego oczu cisnęły się łzy.
- Ale myślałam... - zaczęła, przerwał jej pocałunkiem.
- Nie. Boisz się wieczności, dlatego skrócimy ją do minimum. Proszę, jedź. Nie będę cię powstrzymywał. Ja też wracam. - Chciał jeszcze dodać, by o nim nie zapomniała, ale w porę ugryzł się w język.
- Nie chcę. - Wtuliła się w niego jeszcze bardziej. - Nie zostawię cię.
- Zmienianie przyszłości jest nieodpowiednie. Niech się dzieje co chce. Jadę ja, jedziesz ty. Pozwól się ponieść teraźniejszości, a zobaczysz, wszystko będzie dobrze. - Musnął kciukiem jej policzek. - Jeszcze się kiedyś spotkamy, przyrzekam.
Człowiek nie dostrzega ważnych chwil w życiu, rozumie to dopiero wtedy, gdy jest już za późno.
A.Christie
By nie było pusto na blogu, dzisiaj dla Was miniaturka:).
Pisało mi się ją wyjątkowo lekko, choć miałam problem z dobraniem cytatów. Mam jednak nadzieję, że mimo wszystko, pasują do treści.
Nie wiem, co chciałam przekazać publikując tego parta. To po prostu wyimaginowana historia, na którą natchnęło mnie wczoraj, więc ją dzisiaj publikuję. Byłaby wczoraj, ale nie chcę zalać Was masą mojej beznadziejnej twórczości:p.
Właściwie, part mógłby być o dowolnej parze, ale ja znowu musiałam wykombinować jakąś nikomu nieznaną dwójkę xd. Wielkie brawa dla mnie!:D
Wiem, że jest trochę mało (trochę?) opisów, ale jakoś tak wyszło, a ja za bardzo nie chcę niczego zmieniać.
Czekam na Wasze opinie i zapraszam wszystkich na dwa blogi: TUTAJ i TUTAJ. Wejdźcie, a nie pożałujecie:*.
~Vanill<3 i="">3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz. Przyjmuję pochwały jak i konstruktywną krytykę, dzięki, której mogę poprawić się w pisaniu:)