Dla Tiny. Która zawsze czytała moje wypociny.❤
Kto nie ma odwagi błądzenia, niech się nie wybiera na poszukiwanie prawdy.
Padał deszcz. Krople odbijały się od chodnika, wpadały na siebie i spływały krótkimi strumyczkami niczym łzy aniołów.
Podczas takiej pogody lepiej było siedzieć w domu, tak, jak Annabel. Od czasu śmierci jej przyjaciół minęło dziesięć lat, a wspomnienia nadal jej nie opuściły. Była teraz silną dwudziestoośmioletnią kobietą, naznaczoną niegdyś przez przeznaczenie mężatką i matką rozkosznej dwuletniej Vivienne - w skrócie Vienny. Nigdy do końca nie otrząsnęła się z widoku ciała przyjaciółki, otoczonego aureolą z krwi. Pozostawiło to na jej psychice rysę. Z czasem jednak stałą się znów bardziej otwarta na ludzi i już trzy lata temu związała się ze swoim ukochanym, zostawiając za sobą to, co przyniósł za sobą maj 2012 roku. Przeprowadziła się do Londynu, mając nadzieję, że to coś zmieni. I faktycznie - zmieniło. Jej życie nabrało sensu.
Podciągnęła kolana pod brodę i wbiła wzrok w krajobraz za oknem. 10 lat, a minęło jak miesiąc.
- Annabel! - Po domu rozległ się trzask zamykanych drzwi.
Kobieta z ociąganiem wstała z wygodnej kanapy i skierowała swoje kroki do przytulnej, małej kuchni urządzonej w stylu retro - białej z beżowymi oraz brązowymi elementami. Usiadła na blacie i chwyciła jabłko z torby przyniesionej przez Logana, który po chwili wrócił z kolejnymi dwoma reklamówkami. Uśmiechnął się na widok żony.
- Cześć, skarbie. - Cmoknął ją w usta. - Jak tam Vienna? - zapytał rozpakowując po kolei torby.
- Teraz powinna spać. Proszę cię, nie budź jej. Mała miała dzisiaj dosyć ciężki dzień. - Przejechała ręką po twarzy.
- Widzę, że ty też nie miałaś łatwo, nie?
Pokręciła głową.
- Masakra. Ale powiedz mi lepiej, jak w pracy? - zręcznie zmieniła temat.
- Świetnie. - Uśmiechnął się. - Josephine, wiesz, moja sekretarka, dzisiaj urodziła. Widzę, że będziemy mieć nowego członka.
Annabel uśmiechnęła się. Ostatnio jej mąż wkręcił się jeszcze bardziej w szukanie kolejnych potomków różnych postaci historycznych. Nie pytała, dlaczego, ale sądziła, że ma to związek z okrągłą rocznicą śmierci ich przyjaciół.
- To super. Chłopiec czy dziewczynka? - spytała.
- Chłopiec. Zdrowy.
- A imię?
Logan spoważniał. Wydawało się, że się waha.
- Patrick - odpowiedział w końcu.
Kobieta przytuliła męża. Starała się ukryć łzy cisnące się do jej oczu. W końcu należało to do przeszłości. Teraz trzeba zapewnić bezpieczeństwo innym. Trzeba. Trzeba. Trzeba!
Policzyła do dwudziestu, żeby się uspokoić, ale i tak nie puściła Logana. Potrzebowała teraz czyjejś bliskości. A on świetnie się do tego nadawał.
- Proszę, nie rozpamiętujmy tego - poprosiła. - Cieszmy się tym co mamy. I tym, że wreszcie złapano Tatianę i Matthew.
- Tak - zgodził się mężczyzna. - Nareszcie możemy być spokojni.
****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****
Jestem zadowolona, a to już coś:D.
Dzisiaj się nie rozpisuję, bo za chwilę jadę na urodziny koleżanki.
Cześć!
~Vanill
WYBACZ, WYBACZ, WYBACZ.
OdpowiedzUsuńŚWIETNE, ŚWIETNE, ŚWIETNE.
Przepraszam za to, że nie skomentowałam kilku ostatnich rozdziałów, ale wszystko przeczytałam od deski do deski! Przysięgam!
Rozdziały genialne, tak samo epilog. Szkoda mi Ann ;c A Logana polubiłam. Widzisz, masz dar przekonywania, tak samo jak i ja :) Patrick i Liv poświęcili się *_* Jakie to słodkie i smutne! :'( Ocieram łezkę.
To chyba tyle, czekam na następne opowiadanie i dziękuję za dedykację ♥
PS. Czy tylko mi ta dziewczyna na środku nagłówka przypomina mi Martę Bijan ? O_O
UsuńSuper :3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie komentuję ale czytam wszystko z telefonu :)
A na tych IPhone'ach ciężko się pisze :(
Cudowne opowiadanie <3
PS. Mi też ona przypomina Martę Bijan - Tina racja :)
Caat :3