sobota, 7 czerwca 2014

EPILOG

Dla Tiny. Która zawsze czytała moje wypociny.❤
Kto nie ma od­wa­gi błądze­nia, niech się nie wy­biera na poszu­kiwa­nie prawdy. 
Padał deszcz. Krople odbijały się od chodnika, wpadały na siebie i spływały krótkimi strumyczkami niczym łzy aniołów. 
 Podczas takiej pogody lepiej było siedzieć w domu, tak, jak Annabel. Od czasu śmierci jej przyjaciół minęło dziesięć lat, a wspomnienia nadal jej nie opuściły. Była teraz silną dwudziestoośmioletnią kobietą, naznaczoną niegdyś przez przeznaczenie mężatką i matką rozkosznej dwuletniej Vivienne - w skrócie Vienny. Nigdy do końca nie otrząsnęła się z widoku ciała przyjaciółki, otoczonego aureolą z krwi. Pozostawiło to na jej psychice rysę. Z czasem jednak stałą się znów bardziej otwarta na ludzi i już trzy lata temu związała się ze swoim ukochanym, zostawiając za sobą to, co przyniósł za sobą maj 2012 roku. Przeprowadziła się do Londynu, mając nadzieję, że to coś zmieni. I faktycznie - zmieniło. Jej życie nabrało sensu.
 Podciągnęła kolana pod brodę i wbiła wzrok w krajobraz za oknem. 10 lat, a minęło jak miesiąc. 
 - Annabel! - Po domu rozległ się trzask zamykanych drzwi.
 Kobieta z ociąganiem wstała z wygodnej kanapy i skierowała swoje kroki do przytulnej, małej kuchni urządzonej w stylu retro - białej z beżowymi oraz brązowymi elementami. Usiadła na blacie i chwyciła jabłko z torby przyniesionej przez Logana, który po chwili wrócił z kolejnymi dwoma reklamówkami. Uśmiechnął się na widok żony.
 - Cześć, skarbie. - Cmoknął ją w usta. - Jak tam Vienna? - zapytał rozpakowując po kolei torby.
 - Teraz powinna spać. Proszę cię, nie budź jej. Mała miała dzisiaj dosyć ciężki dzień. - Przejechała ręką po twarzy.
 - Widzę, że ty też nie miałaś łatwo, nie?
 Pokręciła głową.
 - Masakra. Ale powiedz mi lepiej, jak w pracy? - zręcznie zmieniła temat.
 - Świetnie. - Uśmiechnął się. - Josephine, wiesz, moja sekretarka, dzisiaj urodziła. Widzę, że będziemy mieć nowego członka.
 Annabel uśmiechnęła się. Ostatnio jej mąż wkręcił się jeszcze bardziej w szukanie kolejnych potomków różnych postaci historycznych. Nie pytała, dlaczego, ale sądziła, że ma to związek z okrągłą rocznicą śmierci ich przyjaciół.
 - To super. Chłopiec czy dziewczynka? - spytała.
 - Chłopiec. Zdrowy.
 - A imię?
 Logan spoważniał. Wydawało się, że się waha.
 - Patrick - odpowiedział w końcu.
 Kobieta przytuliła męża. Starała się ukryć łzy cisnące się do jej oczu. W końcu należało to do przeszłości. Teraz trzeba zapewnić bezpieczeństwo innym. Trzeba. Trzeba. Trzeba!
 Policzyła do dwudziestu, żeby się uspokoić, ale i tak nie puściła Logana. Potrzebowała teraz czyjejś bliskości. A on świetnie się do tego nadawał.
 - Proszę, nie rozpamiętujmy tego - poprosiła. - Cieszmy się tym co mamy. I tym, że wreszcie złapano Tatianę i Matthew. 
 - Tak - zgodził się mężczyzna. - Nareszcie możemy być spokojni.
****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****
Jestem zadowolona, a to już coś:D.
Dzisiaj się nie rozpisuję, bo za chwilę jadę na urodziny koleżanki.
Cześć!
~Vanill

3 komentarze:

  1. WYBACZ, WYBACZ, WYBACZ.
    ŚWIETNE, ŚWIETNE, ŚWIETNE.
    Przepraszam za to, że nie skomentowałam kilku ostatnich rozdziałów, ale wszystko przeczytałam od deski do deski! Przysięgam!
    Rozdziały genialne, tak samo epilog. Szkoda mi Ann ;c A Logana polubiłam. Widzisz, masz dar przekonywania, tak samo jak i ja :) Patrick i Liv poświęcili się *_* Jakie to słodkie i smutne! :'( Ocieram łezkę.
    To chyba tyle, czekam na następne opowiadanie i dziękuję za dedykację ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Czy tylko mi ta dziewczyna na środku nagłówka przypomina mi Martę Bijan ? O_O

      Usuń
  2. Super :3
    Przepraszam, że nie komentuję ale czytam wszystko z telefonu :)
    A na tych IPhone'ach ciężko się pisze :(
    Cudowne opowiadanie <3
    PS. Mi też ona przypomina Martę Bijan - Tina racja :)
    Caat :3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz. Przyjmuję pochwały jak i konstruktywną krytykę, dzięki, której mogę poprawić się w pisaniu:)