piątek, 7 marca 2014

ROZDZIAŁ VI- Koszmar to rzeczywistość, która przeminęła.

Ze specjalną dedykacją dla Jenny Dominguez:*. Dziękuję za te miłe słowa na gg❤
Spodziewaj się najlepszego, przygotuj się na najgorsze.
*LIV*
Ciężko stąpając przekroczył próg pubu. Wyciągnął z ust cygaro.
- Jestem- rzucił ochrypłym głosem i usiadł przy barze.- Masz towar?- zapytał barmana- wysokiego, zadbanego bruneta w ubrudzonym fartuchu. Ten obrzucił mężczyznę szybkim spojrzeniem. Codziennie widywał dziesiątki takich ludzi, dodatkowo pytali się go o to samo.
- Stephen nie wrócił- odparł- i naprawdę nie wiem na ile go teraz wywiało- westchnął przestając na chwilę czyścić blat.
- Jak to? Nie ma go?- zapytał zdziwiony mężczyzna.
- A nie wyraziłem się jasno?- warknął.
- Może by grzeczniej, nie uważasz?- odparł równie oschle klient. 
Barman westchnął i powrócił do czyszczenia blatu. Doskonale wiedział jak radzić sobie z tego typu ludźmi.
- Mówiłem już, że Armstronga nie ma, czy to takie trudne? Wróć lepiej jak dostaniesz od niego wiadomość. 
- To gdzie jest?- Mężczyzna nachylił się w stronę pracownika pubu. 
Ten nie miał jednak zamiaru odpowiadać. Jednak dym z cygara robił swoje. Barman miał już wtedy tylko jeden cel: pozbyć się natrętnego klienta. 
- W Berlinie, dobra? Podobno poznał jakąś tam Portugalkę Valerię Cordeiro i nie ma zamiaru się stamtąd ruszać. 
- Portugalka, tam?- zdziwił się mężczyzna. 
- Owszem, ale ja nie muszę ci niczego mówić.
- Gadaj pan- warknął klient.
Barman westchnął spazmatycznie i spojrzał na facet spode łba.
- Pańskie nazwisko- warknął. 
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Crale. Jonathan Crale- powiedział. 
- Ach, pan Crale. Coś dla pana.- Barman wymusił sztuczny uśmiech i podał klientowi białą kopertę. 
Jonathan schował ją sobie do kieszeni, po czym przeczesał ręką tłuste, brudne, brązowe włosy. Trzydniowy zarost mężczyzny i fioletowe cienie pod oczami mówiły o zmęczeniu mężczyzny, a wypłowiały, stary, czarny garnitur o jego słabej pozycji finansowej. 
- Brandy proszę- zamówił Crale.
- Przykro mi, ale zamykamy- odparł barman ściągając fartuch.- Do widzenia.
Wyszedł z pubu zostawiając Jonathana samego. 
Obudziła się zlana potem. Owinęła sobie kosmyk włosów wokół palca.
- To tylko sen, to tylko sen- powtarzała.
Nie mogła jednak się uspokoić. Koszmar był tym razem strasznie realistyczny.
- Tato!- krzyknęła.
Nie musiała długo czekać. Już po kilku sekundach w jej pokoju zapaliło się światło i wparował do niego jej ojciec.
- Co jest, Liv?- spytał.
- Koszmar- odparła wyciągając ręce w jego stronę.
- Livi- westchnął siadając na brzegu łóżka córki- wiem, że poświęcam trochę mało czasu i to dlatego masz te sny, ale postaram się poprawić. Co tym razem?
- Jonathan Crale. Kojarzy mi się z Amyasem Crale, ale chyba mylnie.
- Oczywiście. Ten Jonathan. Znam go, oczywiście, że znam. W sensie nie osobiście, ale...
- Rozumiem- przerwała mu córka- że chodzi o to, iż kojarzysz go, lecz nie znasz osobiście, bo dawno umarł, tak?
Jej tata skinął głową.
- Zrobię ci mięty- oznajmił- a potem pogadamy.
Liv nie odpowiedziała. Wiedziała, że jakikolwiek opór jest bezcelowy.
- Idź- mruknęła tylko.
Mężczyzna opuścił powoli pokój starając się nie zasnąć, a co za tym idzie- nie upaść.
Liliana mimowolnie spojrzała na zegarek. Wskazywał równo 5:08.
,,Po co zasypiać skoro i tak wstaję za pięćdziesiąt minut?" pomyślała.
Zwlekła się powoli z łóżka i podeszła do lustra. Poczochrane włosy, nieprzytomne oczy i pognieciona piżama. Liv na pewno nie wyglądała perfekcyjnie.
- O ludzie- jęknęła.
- Już jestem- odezwał się jej tata stojący w drzwiach z kubkiem parującej herbaty w ręku.
- Dziękuję.- Córka odebrała od niego miętę i usiadła na łóżku.
- Dobrze, to teraz powiedz czy to nowy czy raczej stary koszmar?
- Śni mi się po raz pierwszy- wyznała- ale na pewno mnie jeszcze nawiedzi.
- To nie ulega wątpliwości. A znasz tego Crale'a?
- Oczywiście! Występował już w dwóch koszmarach- odparła.- Poczekaj chwilę.
Liv otworzyła drzwiczki szafki nocnej i wyjęła z niej czarny zeszyt.
- Co to?- spytał jej tata.
- Notes, w którym spisuję wszystkie koszmary. Nic wielkiego.- Wzruszyła ramionami.
- A po co?
- Zaraz ci powiem kiedy ostatnio mnie nawiedził.
Otworzyła zeszyt na stronie ze spisem treści. Było tam mnóstwo tytułów, które gwiazda nadała swoim koszmarom oraz inicjały osób występujących w danym śnie.
- J.C, J.C- mruczała jeżdżąc palcem po kartce.- Jest!
Przewróciła kilka kartek i spojrzała na daty zapisane u góry strony.
- Ostatnio nawiedził mnie w koszmarze ,,Dyskusja" dokładnie miesiąc i dwa dni temu- oznajmiła.
- Jesteś bardzo skrupulatna- zauważył jej ojciec.
- Dzięki, ale to raczej nie wynika za skrupulatności. Po prostu wolę znać swoje najczarniejsze sny- powiedziała sięgając po długopis i zapisując nowy koszmar na wolnej stronie.
- Chcesz jeszcze o czymś pogadać?- spytał mężczyzna.
- Raczej nie. Chyba, że ty chcesz.
Tata Liv pokręcił głową.
- Dobranoc.- Wyszedł z pokoju córki zostawiając ją samą z myślami.
Liliana westchnęła po raz kolejny.
- Nie zasnę już- mruknęła, kiedy stwierdziła, że jest już 5:15.
Postanowiła wziąć kąpiel. Wzięła ręcznik, związała kakaowe włosy w niechlujnego koka i pchnęła drzwi do prywatnej łazienki. Zapaliła światło, po czym podeszła do wanny, by nalać gorącej wody. Potrzebowała wtedy spokoju. Chciała przemyśleć koszmar i to co może on oznaczać, bo tego, że coś oznaczał była pewna jak niczego.
Kiedy wreszcie wanna napełniła się po brzegi, ostrożnie zanurzyła się w wodzie. Z początku starała się nie zamoczyć włosów, lecz potem nie zwracała już na ten szczegół uwagi.
Wzięła do ręki płyn o zapachu lawendy i wylała go prawie całego. Uwielbiała ten zapach. Pozwalał jej się odprężyć.
Powoli zaczęła znikać pod wodą. Uwielbiała ten stan, gdy nie słyszała niczego oprócz ciszy. Mogła wtedy pomyśleć o wszystkim nie zwracając na nic uwagi. Tamtego poranka każda jej myśl była o przyśnionym koszmarze. Każdej poświęcała co najmniej minutę. Każdą rozważała oddzielnie. Każda była inna i była o czymś innym.
Po godzinnych rozmyślaniach powoli wynurzyła się z wanny. Owinęła się szczelnie ręcznikiem, a następnie podeszła do kranu. Wzięła do ręki szczoteczkę i wydusiła na nią trochę pasty. Zaczęła szczotkować zęby.
,, Nie myśl o śnie" usłyszała głos w głowie. Wiedziała, że dzień będzie punktem zwrotnym w jej aktorskiej karierze. Carmel Le Brun [czyt. ly brę] należała do jednych z najbardziej poważanych dziennikarek w kraju. Goszczenie u niej w programie mogło po prostu sprawić, że pierwszy lepszy, szary, nic nie znaczący człowiek, mógł stać się super gwiazdą. Mnóstwo menadżerów znanych ludzi błagało ją na kolanach o wywiad z ich klientem.
Odłożyła szczoteczkę na miejsce i opłukała twarz. Wypuściła jeszcze wodę z wanny, po czym opuściła łazienkę.
Stanęła teraz przed bardzo trudnym zdaniem- musiała wybrać odpowiedni strój. Weszła do garderoby i podeszła do wieszaka z sukienkami. Po kilkunastu minutach zdecydowała się na różowo pudrową sukienkę do kolan od Alexandra Mcqueena. Do tego szpilki tego samego koloru oraz brudno-biała kopertówka. Wiedziała, że nie powinna ubierać niczego bez uprzedniej konsultacji z menadżerką bądź własną stylistką, ale zawsze wolała sama wybierać sobie ubrania, a teraz menadżerka zachorowała. Dlaczego, by nie wykorzystać takiej okazji.
Kiedy była już ubrana nałożyła makijaż. Po ustach przejechała brudno-różową szminką, powieki pomalowała prawie niewidocznym cieniem, a na rzęsy nałożyła czarny tusz. Włosy rozczesała i wpięła w nie kilka sztucznych, kremowych róż. Na koniec spryskała ciało delikatnym perfum o zapachu cynamonu.
Teraz mogła o sobie mówić jak o idealnej osobie.
Wyszła z pokoju równo o 7:33.
*LOGAN*
Denerwował się. Od tego wywiadu zależało wszystko. Jednak Vincent sprawiał wrażenie spokojnego.
- Uspokój się, Logan. To nie twój pierwszy wywiad- odezwał się menadżer chłopaka jakby czytał w jego myślach.
- A jeżeli coś zawalę? Koniec mojej kariery- jęknął.
- Nie martw się. O! Patrz! Dojeżdżamy!
Limuzyna zatrzymała się przed budynkiem telewizji, w którym wywiadu udzielało mnóstwo aktorów, piosenkarzy, polityków, biznesmenów oraz innych coś tam znaczących ludzi. 
Powoli wysiadł z samochodu zakładając okulary przeciwsłoneczne. Wolał uniknąć rzeszy paparazzi. Szykował się już na piski fanek oraz krzyki ochroniarzy, ale nie było tam nikogo. Nikogo!
- Yyy... Vincent!- zawołał menadżera.
- Tak?
- Dlaczego tu nikogo nie ma?- niemalże jęknął.
- Powiedziano im, że wejdziesz głównym wejściem. A wemkniemy się od tyłu. Nie dziękuj.- Mrugnął do niego menadżer najwyraźniej zadowolony z siebie.
Ale Logan nie był zadowolony. Chciał, żeby fanki oblegały go jak zawsze. Nie mógł jednak narzekać. Nie teraz, nie w miejscu publicznym. Powlókł się za Vincentem do tylnych drzwi. Miał nadzieję, że w środku spotka Liv...
****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****
No hej:D! Przychodzę do Was z rozdziałem number sixXD. Nie uważam, że jest jakiś wybitny, ale mi się podoba. Zwłaszcza koszmar LivXD. Tylko trochę mało Patricka i Annabel:(. W następnym dam trochę ich perspektywy^^
I wiecie co? Wydaje mi się krótki, a ma 1321 wyrazów i zajmuje cztery strony w Wordzie [sprawdzałamXD].
No dobra, nie mam dzisiaj żadnych istotnych informacji. Może tylko, że rozdziały nie będą pojawiać się systematycznie i mogą być do 1.04 większe lub mniejsze przerwy w dodawaniu za co Was serdecznie przepraszam;(. Wytłumaczenie- szkoła-.-
To tyle:*
ROZDZIAŁ VII POJAWI SIĘ ALBO W WEEKEND ALBO W TYGODNIU;3.
Buziaczki,
~Vanill♬ ❤♬

1 komentarz:

  1. Genialny jak zawsze <33
    Bardzo dobrze opisałaś poranek Liv. W ogóle uwielbiam u ciebie opisy, są takie dokładne i w ogóle ... Co do stroju to jak sobie go wyobrażałam to "wyglądał" naprawdę świetnie :)
    Fajny też jest pomysł z tym zeszytem, w którym zapisuje się sny. Mi się dzisiaj śniło, że jakiś pająk na mnie spadł i jak się obudziłam to dałam sobie sama z liścia :D No wiesz, żeby strząsnąć tego pająka xD. Ok, idę czytać next ♥

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz. Przyjmuję pochwały jak i konstruktywną krytykę, dzięki, której mogę poprawić się w pisaniu:)