czwartek, 31 lipca 2014

ROZDZIAŁ VI

Miłość jest to ja­kieś nie wiado­mo co, przychodząc nie wiadomo skąd i nie wiado­mo jak, i spra­wiające ból nie wiado­mo dlaczego. 

Anioł - tylko takie określenie przychodziło mu na myśl. Dziewczyna była tak piękna, że w swojej urodzie przewyższała nawet Leę, uganiającą się za chłopakiem Lisy ignorantkę. Poza tym emanowała od niej taka cudowna poświata - złota z domieszką srebra. A może tylko mu się wydawało? Pierwszy raz czuł się jak ogłuszony. Ale czy dokonały jej tego czekoladowe włosy, kakaowe oczy, cera, a może usta rozjaśnione w rozbrajającym uśmiechu? Nie umiał tego stwierdzić.
 ,,Błagam, niech mówi po angielsku", przeleciało mu przez głowę. Dziewczyna jakby odgadła jego myśli, bo poprawiła czarną sukienkę wyszywaną w neonowe-różowe kropki - idealnie dopasowaną do czarnych lakierowanych szpilek - i powiedziała:
 - Cześć! Jestem Marlene. Wy pewnie jesteście Lisa i Steven, o których wspominała ciocia Karla.
 Ciocia?! Serio?! Ciocia?! Dlaczego każda mega atrakcyjna i seksowna - bo co tu ukrywać? - dziewczyna musiała labo nie zwracać na niego uwagi, albo być jego jakąś kuzynką?!
 Marlene zauważyła jego zniesmaczoną i zrezygnowaną minę, bo natychmiastowo się poprawiła:
 - W sensie jestem córką dawnej przyjaciółki w a s z e j ciotki. - Uśmiechnęła się z zakłopotaniem i oblała się słodkim rumieńcem.
 Czy możliwe było, że czytała mu w myślach? A może wpadł jej w oko? Ta... Prędzej miała zdolności nadprzyrodzone, niż spodobał jej się Steven. Ale pomarzyć zawsze wolno...
 Marlene zagryzła wargę i zeszła do końca schodów. Na nieszczęście, potknęła się o własne nogi i prawie zanurkowała w puszysty perski dywan. Upadła jednak na chłopaka, który złapał ją za nadgarstki w ostatnim momencie przed wspólną przewrotką.
 - Dziękuję - wyszeptała dziewczyna.
 Stevenowi serce dudniło w piersi, oddech był nierówny, a myśli były jak zamrożone w czasie. Marlene dotknęła jego dłoni, powodując, że serce gwałtownie zwolniło. Było teraz niczym tykanie zegarka, który po chwili, kiedy oddech dziewczyny nieznacznie połaskotał jego szyję, zmieniło się na dudniący dzwon.
 - Yyy... Dziękuję. - Odsunęła się od niego, wyswobadzając się z jego uścisku.
 - Ależ proszę, nie chciałbym zapoznawać się bliżej z panelami. - Uśmiechnął się.
 - Tak, obiad o trzeciej, kolacja o siódmej. Zapamiętajcie. Teraz zostawię was samych. - Dotarł do nich głos ciotki, która nie zauważyła, iż ich świat na chwilę zasnuł się mgłą. Nie uszło to jednak uwadze Lisy, której mina wyrażała, że ma zamiar wydobyć ze Stevena wszystko i opublikować w Timesie pod krzykliwym nagłówkiem. Albo chociaż wrzucić na facebooka i twittera. 
 - Mhm, wszystko, ciociu, rozumiem. Teraz chyba pójdę do pokoju i rozpakuję się. Steven też. - W jej głosie brzmiała twarda nuta, która znaczyła, że to nie była aluzja. To był rozkaz. 
 - Tak, ja też - potwierdził, nadal patrząc w oczy Marlene. Nie widział w nich rozbawienia. Widział emocje, których nie potrafił nazwać. 
***
Chciała uporządkować wszystko to, co zdarzyło się przed chwilą, więc przed ciotką wymigała się, że zeszła tylko, by się przedstawić i z powrotem pognała na górę. Zamknęła drzwi na klucz, po czym zjechała po nich w dół. Miała mętlik. W głowie, w sercu i w sumieniu. Miała odkryć ich największą tajemnicę, a nie wariować na widok jej celu.
 - To jest mój cel. Nie adorator - powiedziała sobie, po czym podniosła się z ziemi. - Muszę się tego trzymać - dodała.
 W tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi. Aż podskoczyła. Odkluczyła drzwi i ujrzała za nimi twarz... Stevena? A może... Nie, Stevena. Na 100% miał tak na imię.
 Uśmiechnęła się nieśmiało.
 - Po co przyszedłeś? - zapytała, starając się patrzeć mu w oczy i nie sprawiać wrażenia uległej osoby.
 - Nooo... - odchrząknął. - Ja i Lis idziemy na plażę, chcesz iść z nami? - zaproponował.
 - Właściwie - zaczęła - to też się tam wybierałam, ale trochę później. Dobra, co mi tam. Przebiorę się i możemy iść. - Przygryzła wargę, zduszając tym samym cudowny uśmiech.
 - Fajnie. - Steven uśmiechnął się odsłaniając swoje dziwnie białe zęby. Przeczesał swoje kruczoczarne włosy, po czym odwrócił się, by wejść do swojego pokoju. Zatrzymał się jednak na sekundę przed otwarciem drzwi. - Lisie może to trochę zająć. Nie spiesz się. - Wszedł.
 ,,Cholera".
 Marlene zamknęła cicho drzwi - w przeciwieństwie do swojego sąsiada - i podeszła do swojej małej walizki. Wyciągnęła z niej już wszystko oprócz butów. I tego przeklętego kostiumu kąpielowego.
 Z cichym westchnieniem przebrała się w swój turkusowy dwuczęściowy strój. Nasmarowała się kremem z filtrem UV i spakowała go do plażowej torby. Nałożyła na siebie zwiewną białą sukienkę na grubych ramiączkach. Wsunęła jeszcze na nogi sandały. Denerwował ją fakt, że następne godziny spędzi z rodzeństwem, które wcale nie składało się z dwóch dziewczyn. Nienawidziła swojego ciała i nienawidziła pokazywać się przed chłopakiem tylko w kostiumie. Miała tak od najmłodszych lat. Teraz jednak miała powód, by tak zrobić.
 Sięgnęła po torbę - do której spakowała jeszcze okulary przeciwsłoneczne, wodę oraz kilka niezbędnych rzeczy -  i cicho ulotniła się z pokoju. Na nieszczęście, obok był pokój Stevena, który zauważył ją, kiedy wychodziła. Musiała wobec tego zatrzymać się przed schodami i poczekać z nim w niezręcznej ciszy na jego siostrę. ,,Jeszcze większa cholera", zaklęła w myślach. Dzisiaj wyjątkowo nie był jej dzień. Wszystkie plany o spędzeniu jeszcze chwili w spokoju i pogawędzeniu z 'ciotką', by wydobyć z niej jeszcze więcej informacji, legły w gruzach.
 - Yyy... Jak długo Lisa zwykle się przebiera? - zapytała, przerażona niezręcznym milczeniem.
 - Coś do pół godziny. Nie martw się, za chwilę przyjdzie - dodał, widząc jej minę.
 Jak na zawołanie otworzyły się drzwi od pokoju siostry Stevena, która poprawiała jeszcze słomiany kapelusz na swojej głowie.
 - Jestem gotowa, Stevie. Możesz mi wszystko opowiedzieć... O! - Umilkła, widząc Marlene. - Idziesz z nami? - zdziwiła się.
 - Tak. Ym, Steven ci nie mówił?- zapytała, oblewając się rumieńcem.
 - Hm... Nie, Steve mnie nie uprzedził - wycedziła przez zęby, gromiąc wzrokiem brata. - Dobrze, nie martw się, po prostu martwię się o niego oraz jego... relacje. Właściwie to jestem Lisa. - Wyciągnęła do niej energicznie rękę.
 - Marlene. - Uścisnęła ją, odwzajemniając uśmiech dziewczyny. - Córka dawnej przyjaciółki waszej cioci, jakbyś nie wiedziała.
 Nastolatka uśmiechnęła się, poprawiając po raz kolejny różowy kapelusz, który cudownie kontrastował z jej, czarnymi jak u jej brata, tylko jakby ciemniejszymi, włosami.
 - Strasznie miło cię poznać i w ogóle, ale chcę już iść na plażę. Steven, ponieś moją torbę. - Wcisnęła mu do ręki swoje rzeczy, jak gdyby nigdy nic, po czym zbiegła po schodach, prawie się wywracając.
 - Masz strasznie fajną siostrę - stwierdziła Marlene.
 - Ech, można to tak ująć, choć strasznie mnie wkurza jeśli chodzi o moje zdrowie. Wymusza na mnie, żebym biegał, prawie bez przerwy. A ty masz jakieś rodzeństwo? - taktownie zmienił temat.
 - Nie. - Graj swoją rolę, graj swoją rolę. - Moja mama zmarła, jak byłam mała, a tata pracuje w Stanach. Mieszkam w małej klitce w Dubrowniku, ale często marzę o takiej dziewięcioletniej siostrzyczce, lub dziewięcioletnim bracie, która odwiedza mnie raz na miesiąc. Chodzimy do parku, do kina, do McDonald's. Ogólnie takie tam rzeczy - westchnęła.
 Steven popatrzył na nią ze słabym uśmiechem. Czyżby była aż tak dobrą aktorką? A może Stevena łatwo było przekonać?

Cześć!:D
Dzisiaj już rozdział VI:*.
Nie będę się rozpisywać na temat rozdziału. Uważam, że jest naprawdę słaby i publikując go, kompromituję się, ale co mi tam. I tak uważam, że siódemka będzie lepsza;).
Więc moje plany jeżeli chodzi o to, i następne opowiadanie przedstawiają się następująco:
25 rozdziałów + epilog. Będzie - mam ogromną nadzieję - ciekawie:D. Jednej pary chyba już się spodziewacie xD. 
Co do trzeciego opowiadania, to zamierzam je napisać na podstawie serii o braciach Benedictach (m.in. ,,Kim jesteś, Sky?"), czyli romans:>.
To tyle ode mnie:*.
~Vanill
PS
Zapraszam na nową stronę o mnie: TUTAJ

2 komentarze:

  1. Super blog ! Opowiadania extra! Czekam na next ;)
    Zapraszam do mnie : diaryjulietteflowery.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz. Przyjmuję pochwały jak i konstruktywną krytykę, dzięki, której mogę poprawić się w pisaniu:)