Ten, który patrzy w mrok widzi wzory, bez wyobraźni, bez rozumu, jak dziecko - Istotę na równo, w skromnej prostocie.
*LOGAN*
Już zapomniał jak miło słucha się Annabel. Mówiła tak płynnie, lekko, zupełnie, jakby opowiadała bajkę. Przy okazji potrafiła przenieść człowieka do kolejnego wymiaru, idealnie opisać uczucia innych. Niewątpliwie miała do tego talent.
- ...mamę. Logan, czy ty mnie słuchasz? - Jej głos przebił się do świata, w którym przebywał teraz chłopak.
Pokręcił kilka razy głową i spojrzał na nią z uśmiechem.
- Oczywiście. Mówiłaś, że obie w dzieciństwie straciłyście mamę, ale Liv bardziej przeżyła jej stratę.
Teraz to ona się uśmiechnęła.
- Dokładnie. Miło widzieć, iż wreszcie ktoś nie przysypia, kiedy ja mówię.
- To niemożliwe. Opowiadasz tak cudownie, że po prostu czuję się, jakbym właśnie przeskoczył z waszego dzieciństwa do teraźniejszości.
Zarumieniła się.
- Dzięki - mruknęła - ale nie czas na komplementy. Musimy ich odnaleźć.
- Raczej ja muszę - poprawił ją. - Ty musisz najpierw wyzdrowieć.
Zagryzła dolną wargę.
- Nie pozwolę na to. W sensie chcę, żeby ich odnaleziono, ale nie mogę leżeć bezczynnie. To mnie wkurza. A poza tym - taką bezbronną istotkę łatwiej im będzie zaatakować.
Nie odzywał się przez dłuższy czas. Chciał jej dać spróbować przez krótką chwilę smaku tryumfu, lecz wcale nie musiał zagłębiać się zbytnio w swoją duszę, bo wiedział, że nie da jej wyprawić się ze sobą. Nawet jeżeli jej argumenty były nie do podważenia. Nie mógł ryzykować jej życia. Nie teraz, kiedy wreszcie mógł z nią spokojnie porozmawiać.
- Zostaniesz - powtórzył cicho. - Nie będziemy ryzykować twojego życia. Wystarczy moje.
Annabel spojrzała na niego z wściekłością w swoich pięknych, ciemnych oczach.
- Nie - zaprotestowała. - To moja przyjaciółka i mój najlepszy przyjaciel od zawsze! Nie będę siedzieć bezczynnie!
- Ann, zrobisz lepiej siedząc tutaj na swoich przysłowiowych czterech literach i nie wtrącając się w tę sprawę! To jest zbyt niebezpieczne!
- Robiłam gorsze rzeczy! Na przykład wkradłam się do siedziby firmy obuwniczej!
Logan pokręcił głową.
- Tym razem ryzykujesz nazbyt wiele! Idziesz zmierzyć się z co najmniej dwójką uzbrojonych ludzi, którzy mają swoją siedzibę nie wiadomo gdzie!
- A co ci tak na mnie nagle zależy?! - krzyknęła. - Coś się zmieniło?! Nadal jesteśmy sobie obcy! Nie masz prawa mi mówić co mogę, a czego nie mogę.
- Właśnie, że mogę! - warknął.
- Niby dlaczego?!
- Może dlatego, że nie mogę bez ciebie żyć! - krzyknął. - Nawet nie wiesz, co czułem, kiedy zniknęłaś na ostatnie dwa dni! Co czułem siedząc tutaj, patrząc na ciebie bezradnie i będąc rozrywanym przez uczucia! Nie wiesz, nic nie wiesz!
Annabel patrzyła teraz na niego jak nieznajomego. W jej oczach krył się lęk, zdziwienie, smutek. Mieszanka, która, według Logana, nigdy nie powinna się w nich pojawić.
- Wyjdź, Logan - rozkazała twardo. - Wyjdź, i nie wtrącaj się więcej w moje sprawy. Zrobię to, co uważam za słuszne. I mnie nie powstrzymasz.
Spojrzał na nią z gasnącą nadzieją w oczach. Tak bardzo miał nadzieję, że wreszcie przemówił jej do rozsądku. Tylko, cholera, ona go nie słuchała. Nie słuchała i widocznie nie miała zamiaru. Przynajmniej zrobił wszystko to, co mógł zrobić.
Poderwał się z krzesła i podszedł do drzwi. Popatrzył na nią po raz ostatni.
- Wybacz - rzucił.
A potem drzwi zatrzasnęły się za nim z hukiem odgradzając go od Annabel. Odgradzając go od dziewczyny jego nędznego życia.
- ...mamę. Logan, czy ty mnie słuchasz? - Jej głos przebił się do świata, w którym przebywał teraz chłopak.
Pokręcił kilka razy głową i spojrzał na nią z uśmiechem.
- Oczywiście. Mówiłaś, że obie w dzieciństwie straciłyście mamę, ale Liv bardziej przeżyła jej stratę.
Teraz to ona się uśmiechnęła.
- Dokładnie. Miło widzieć, iż wreszcie ktoś nie przysypia, kiedy ja mówię.
- To niemożliwe. Opowiadasz tak cudownie, że po prostu czuję się, jakbym właśnie przeskoczył z waszego dzieciństwa do teraźniejszości.
Zarumieniła się.
- Dzięki - mruknęła - ale nie czas na komplementy. Musimy ich odnaleźć.
- Raczej ja muszę - poprawił ją. - Ty musisz najpierw wyzdrowieć.
Zagryzła dolną wargę.
- Nie pozwolę na to. W sensie chcę, żeby ich odnaleziono, ale nie mogę leżeć bezczynnie. To mnie wkurza. A poza tym - taką bezbronną istotkę łatwiej im będzie zaatakować.
Nie odzywał się przez dłuższy czas. Chciał jej dać spróbować przez krótką chwilę smaku tryumfu, lecz wcale nie musiał zagłębiać się zbytnio w swoją duszę, bo wiedział, że nie da jej wyprawić się ze sobą. Nawet jeżeli jej argumenty były nie do podważenia. Nie mógł ryzykować jej życia. Nie teraz, kiedy wreszcie mógł z nią spokojnie porozmawiać.
- Zostaniesz - powtórzył cicho. - Nie będziemy ryzykować twojego życia. Wystarczy moje.
Annabel spojrzała na niego z wściekłością w swoich pięknych, ciemnych oczach.
- Nie - zaprotestowała. - To moja przyjaciółka i mój najlepszy przyjaciel od zawsze! Nie będę siedzieć bezczynnie!
- Ann, zrobisz lepiej siedząc tutaj na swoich przysłowiowych czterech literach i nie wtrącając się w tę sprawę! To jest zbyt niebezpieczne!
- Robiłam gorsze rzeczy! Na przykład wkradłam się do siedziby firmy obuwniczej!
Logan pokręcił głową.
- Tym razem ryzykujesz nazbyt wiele! Idziesz zmierzyć się z co najmniej dwójką uzbrojonych ludzi, którzy mają swoją siedzibę nie wiadomo gdzie!
- A co ci tak na mnie nagle zależy?! - krzyknęła. - Coś się zmieniło?! Nadal jesteśmy sobie obcy! Nie masz prawa mi mówić co mogę, a czego nie mogę.
- Właśnie, że mogę! - warknął.
- Niby dlaczego?!
- Może dlatego, że nie mogę bez ciebie żyć! - krzyknął. - Nawet nie wiesz, co czułem, kiedy zniknęłaś na ostatnie dwa dni! Co czułem siedząc tutaj, patrząc na ciebie bezradnie i będąc rozrywanym przez uczucia! Nie wiesz, nic nie wiesz!
Annabel patrzyła teraz na niego jak nieznajomego. W jej oczach krył się lęk, zdziwienie, smutek. Mieszanka, która, według Logana, nigdy nie powinna się w nich pojawić.
- Wyjdź, Logan - rozkazała twardo. - Wyjdź, i nie wtrącaj się więcej w moje sprawy. Zrobię to, co uważam za słuszne. I mnie nie powstrzymasz.
Spojrzał na nią z gasnącą nadzieją w oczach. Tak bardzo miał nadzieję, że wreszcie przemówił jej do rozsądku. Tylko, cholera, ona go nie słuchała. Nie słuchała i widocznie nie miała zamiaru. Przynajmniej zrobił wszystko to, co mógł zrobić.
Poderwał się z krzesła i podszedł do drzwi. Popatrzył na nią po raz ostatni.
- Wybacz - rzucił.
A potem drzwi zatrzasnęły się za nim z hukiem odgradzając go od Annabel. Odgradzając go od dziewczyny jego nędznego życia.
*LIV*
Siedziała przytulona do Patricka i nie zamierzała go w najbliższym czasie puścić. Wreszcie odnalazła część jej dawnego życia, więc nie było jej w głowie, by ponownie ją stracić.
- Myślisz, że ktoś pewnego dnia odnajdzie nasze szczątki? - zapytała.
Patrick chwycił jej dłoń.
- Jestem pewien, że odnajdą nas jeszcze żywych.
Nie chciała ponownie zobaczyć w jego oczach smutku ani ostatnie iskierki nadziei, dlatego nie zmieniła swojej pozycji.
- Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie - zaczęła.
- Słucham. - Mocniej ją objął.
- Jak to jest z tobą i z Annabel? - spytała niemrawo.
Usłyszała przyspieszony rytm jego serca. Nie wiedziała, że jedno pytanie może wywołać coś takiego.
- Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi - odparł spiętym głosem.
Choć nie chciała, musiała spojrzeć mu w oczy. Chyba kłamał. A to był jedyny sposób, żeby dociec prawdy.
Podniosła głowę, po czym wbiła wzrok w jego oczy. W te piękne, głębokie oczy. Na szczęście nie odpłynęła do nieznanych krain, ponieważ w realnym świecie zatrzymał ją jego smutek oraz... niepewność.
- Patrick - położyła mu rękę na ramieniu - mnie możesz powiedzieć, byliśmy przyjaciółmi.
Westchnął.
- To było... bardzo skomplikowane. Bo... widzisz... dzień przed moim porwaniem ona... jakby to powiedzieć... pocałowała mnie - wykrztusił.
Liv powoli pokiwała głową i zamrugała starając się odegnać łzy. Dlaczego ją to tak obchodziło? Dlaczego obchodził ją dawny przyjaciel? Dlaczego, dlaczego, dlaczego?!
- A ty? - zapytała. - W sensie, co ty zrobiłeś? - dodała.
Wzruszył ramionami.
- Nic. Bo ja... Ja do tej chwili nic jeszcze do niej nie poczułem. Oczywiście, była dla mnie najlepszą przyjaciółką, siostrą, ale nic poza tym. - Urwał, po czym podjął gwałtownie: - Liv, ja nie chcę jej ranić.
- Ja też nie chcę, żeby cierpiała - powiedziała - ale to nieodłączna część miłości, a nawet przyjaźni. Wiem to, lepiej niż ty. - Wymusiła blady uśmiech.
- Jesteś niesamowita, Liv. I wiem, że ty o tym wiesz, tylko lubisz to słyszeć, więc dlatego to robisz.
Zaśmiała się delikatnie.
- Nie masz racji, ale... Dziękuję.
Zarumieniła się i pocałowała go w policzek.
- Patrick - położyła mu rękę na ramieniu - mnie możesz powiedzieć, byliśmy przyjaciółmi.
Westchnął.
- To było... bardzo skomplikowane. Bo... widzisz... dzień przed moim porwaniem ona... jakby to powiedzieć... pocałowała mnie - wykrztusił.
Liv powoli pokiwała głową i zamrugała starając się odegnać łzy. Dlaczego ją to tak obchodziło? Dlaczego obchodził ją dawny przyjaciel? Dlaczego, dlaczego, dlaczego?!
- A ty? - zapytała. - W sensie, co ty zrobiłeś? - dodała.
Wzruszył ramionami.
- Nic. Bo ja... Ja do tej chwili nic jeszcze do niej nie poczułem. Oczywiście, była dla mnie najlepszą przyjaciółką, siostrą, ale nic poza tym. - Urwał, po czym podjął gwałtownie: - Liv, ja nie chcę jej ranić.
- Ja też nie chcę, żeby cierpiała - powiedziała - ale to nieodłączna część miłości, a nawet przyjaźni. Wiem to, lepiej niż ty. - Wymusiła blady uśmiech.
- Jesteś niesamowita, Liv. I wiem, że ty o tym wiesz, tylko lubisz to słyszeć, więc dlatego to robisz.
Zaśmiała się delikatnie.
- Nie masz racji, ale... Dziękuję.
Zarumieniła się i pocałowała go w policzek.
*PATRICK*
Czuł się przy Liv jak w niebie. Wydawało mu się, że rozumieli się bez słów. Utworzyła się między nimi nić porozumienia, której nikt nie mógł zerwać. Można pomyśleć, że ich przyjaźń odżyła i umocniła się. A była to - według niego - najwspanialsza rzecz, jaka mogła się im teraz przytrafić. Niestety, nadal przerażała go wizja przesłuchań oraz innych tortur stosowanych przez Matthew i Tatianę. Poczuł jak zaczyna mu się robić zimno i jak zaczyna dygotać ze strachu. Zrobił więc pierwszą rzecz, która mogłaby mu pomóc: objął Liv w talii i przytulił do siebie. Wtulił twarz w jej włosy i wdychał ich jaśminowy zapach.
- Jak ty to robisz - zaczął - że nadal pachniesz jakbyś wyszła spod prysznica?
Poczuł jak drobne ręce dziewczyny obejmują go w pasie, a potem jak delikatna istotka przysuwa się do niego najbliżej, jak to możliwe.
- Normalnie. Kąpię się codziennie oraz używam mnóstwa perfum.
Uśmiechnął się. Był pełen podziwu, że pomimo beznadziejnej sytuacji nie straciła swojego poczucia humoru. Właśnie miał jej odpowiedzieć, gdy nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a do pomieszczenia weszła wysoka dziewczyna z burzą rudych włosów. Tatiana.
- Stęskniliście się? - zapytała z tym swoim rosyjskim akcentem. - Ja nie za bardzo, ale nareszcie mamy ciebie. - Czerwone usta wykrzywiły się w drwiącym uśmiechu i teatralnym gestem wskazała Liv. - Teraz możemy się naprawdę zemścić.
- Chyba po moim trupie - warknął Patrick, szybko wyswobodził się z objęć przyjaciółki, po czym rzucił się na Tatianę.
W tamtej chwili liczyło się tylko bezpieczeństwo Liliany. Jego dawnej przyjaciółki, która była teraz dla niego za bardzo ważna, by ją stracić. Żałował też, że dopiero w tamtej chwili uświadomił sobie, że ją kocha. Że kochał ją przez ten cały czas, od kiedy tylko zobaczył ją w piaskownicy. Szkoda, iż sytuacja była naprawdę żałosna. W końcu właśnie dostał w szczękę. W brzuch. W klatkę piersiową. Teraz nie istniało już nic oprócz miażdżącego bólu i krzyku Liv, który mieszał się z jego wrzaskiem i drapał go w uszach.
****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****
Przychodzę do Was w środę, ponieważ chcę już szybko skończyć tą historię i rozpocząć nową. Więc rozdział kolejny będzie w piątek, potem pewnie w środę, następnie w piątek, a potem w sobotę/niedzielę - krótki epilog. Także jeszcze trochę ponad tydzień i wszystko się wyjaśni.
Mogę Wam zaspoilerować, że Annabel również będzie czyjąś prawnuczką. I to będzie bardzo ciekawe:D.
Cóż... To tyle ode mnie.
Czekam na Wasze opinie:*! Bo według mnie rozdział jest 50/50;).
XVIII pojawi się w piątek:D.
~Vanill
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz. Przyjmuję pochwały jak i konstruktywną krytykę, dzięki, której mogę poprawić się w pisaniu:)