Jeśli człowiek nie potrafi czegoś dostrzec od razu, potem może już tylko zamknąć oczy.
*ANNABEL*
Pierwsza reakcja - gdzie ja, do cholery, jestem?!
Druga reakcja - co ja tu, do jasnej ciasnej, robię?!
Trzecia reakcja - cholera, dlaczego wszystko mnie boli?!
Podniosła ostrożnie głowę i rozejrzała się po sali, w której przyszło jej leżeć. W oczy rzuciły jej się przede wszystkim żółte ściany, wielkie okno z białymi, postrzępionymi na brzegach firankami oraz skulona postać na fotelu przy drzwiach.
Na widok obcej osoby miała ochotę krzyknąć. Powstrzymała się jednak. Musi najpierw uzyskać odpowiedzi na pytania.
- Kim jesteś? - wychrypiała.
Postać podniosła na nią wzrok. Kiedy zobaczyła, kto to jest, serce w niej zamarło.
- Logan.
- Annabel. - Logan widocznie się zmieszał. - Jak się czujesz po operacji?
- Jakiej operacji? - zdziwiła się.
- Dostałaś kulę w lewą rękę, kilka mocnych kopniaków w żebra, oraz ktoś przejechał ci czymś ostrym pod żebrami. To przynajmniej powiedzieli lekarze. Ostatnie siedem godzin leżałaś na stole operacyjnym, a przez trzy - nie wybudzałaś się. W sumie nie byłaś przytomna chyba przez dobę - odparł po chwili krępującej ciszy. - To cud, że żyjesz - mruknął.
Annabel wciąż nie wierzyła w te wszystkie nowości. Bardziej jednak niepokoiło ją co innego.
- A Liv? I Patrick? - spytała.
Logan wzruszył ramionami.
- Nie widziałem ich, a dodzwonić się do nich po prostu nie da. - Nagle zmarszczył brwi i cały życzliwy wyraz jego twarzy po prostu zniknął. - Ann, pamiętasz, co się działo przed tym, jak straciłaś przytomność?
Wytężyła umysł. Pamiętała jak przez mgłę. Coś o butach. I Mercado. Złośliwej recepcjonistce. Wybuchu.
- Wybuch w budynku firmy obuwniczej.
Logan westchnął.
- To nam nic, niestety, nie da.
- Nam? - zdziwiła się.
- Hm... - zastanowił się chłopak. - Raczej mi. Mam zamiar odnaleźć Patricka i Liv, najszybciej, jak to możliwe. Wiem, że muszę ich uratować.
Annabel przypatrzyła mu się z uwagą. Była znana z tego, iż jak nikt umiała odczytywać ludzkie emocje. Logan był jednak dla niej zagadką. Wiedziała to, już pierwszego dnia jej znajomości. Tego dnia, kiedy uznała, że jest skończonym, pewnym siebie chamem. Ale potem przyszedł do jej domu, starał się ją pocieszyć. Było to dla niej ogromne zaskoczenie. Teraz za to był raczej facetem, który był na tyle zdesperowany, by uratować Patricka i Liv z rąk nieznanych oprawców. Czy zasługiwał na podziw? Według niej tak. Przynajmniej tym razem.
- Annabel - przerwał jej rozmyślania - wiem, że pewnie proszę o zbyt wiele, ale chciałbym, żebyś opowiedziała mi tyle, ile wiesz o życiu Livi. No i... o sobie.
Zmrużyła podejrzliwie oczy. By dostać jej zaufanie, trzeba było być naprawdę bliską jej osobą. Albo gwiazdą, z którą zawsze czuła jakąś szczególną więź.
- Po co? - zapytała.
Spojrzał na nią z determinacją, a ona rozpłynęła się w jego oczach; głębokich, pełnych nadziei. Wydawało jej się, że zabrały ją do bezpiecznych miejsc, do nieznanych jej dotąd krain. Ale, kiedy zauważyła w nich cień smutku, od razu wróciła na ziemię.
- Jeżeli chcę ją odnaleźć, muszę wiedzieć o niej jak najwięcej. O niej, i o jej planach.
Westchnęła i oderwała wzrok od jego twarzy. Przed nią stała teraz najważniejsza decyzja.
Zdradzić przyjaciółkę, by ją uratować?
A może trzymać język za zębami i polegać jedynie na dedukcji i instynkcie?
Choć odpowiedź byłaby dla innych prosta, ją obowiązywał kodeks przyjaźni. Nie mogła zdradzić Liv. Nie teraz.
Ale od tego zależało jej życie. Czemu, więc by nie spróbować...?
Podjęła decyzję.
- Opowiem ci tylko to, co uważam za stosowne. Innymi słowy - wszystko to, co wiem.
Logan uśmiechnął się nieznacznie.
- No to, zamieniam się w słuch.
Druga reakcja - co ja tu, do jasnej ciasnej, robię?!
Trzecia reakcja - cholera, dlaczego wszystko mnie boli?!
Podniosła ostrożnie głowę i rozejrzała się po sali, w której przyszło jej leżeć. W oczy rzuciły jej się przede wszystkim żółte ściany, wielkie okno z białymi, postrzępionymi na brzegach firankami oraz skulona postać na fotelu przy drzwiach.
Na widok obcej osoby miała ochotę krzyknąć. Powstrzymała się jednak. Musi najpierw uzyskać odpowiedzi na pytania.
- Kim jesteś? - wychrypiała.
Postać podniosła na nią wzrok. Kiedy zobaczyła, kto to jest, serce w niej zamarło.
- Logan.
- Annabel. - Logan widocznie się zmieszał. - Jak się czujesz po operacji?
- Jakiej operacji? - zdziwiła się.
- Dostałaś kulę w lewą rękę, kilka mocnych kopniaków w żebra, oraz ktoś przejechał ci czymś ostrym pod żebrami. To przynajmniej powiedzieli lekarze. Ostatnie siedem godzin leżałaś na stole operacyjnym, a przez trzy - nie wybudzałaś się. W sumie nie byłaś przytomna chyba przez dobę - odparł po chwili krępującej ciszy. - To cud, że żyjesz - mruknął.
Annabel wciąż nie wierzyła w te wszystkie nowości. Bardziej jednak niepokoiło ją co innego.
- A Liv? I Patrick? - spytała.
Logan wzruszył ramionami.
- Nie widziałem ich, a dodzwonić się do nich po prostu nie da. - Nagle zmarszczył brwi i cały życzliwy wyraz jego twarzy po prostu zniknął. - Ann, pamiętasz, co się działo przed tym, jak straciłaś przytomność?
Wytężyła umysł. Pamiętała jak przez mgłę. Coś o butach. I Mercado. Złośliwej recepcjonistce. Wybuchu.
- Wybuch w budynku firmy obuwniczej.
Logan westchnął.
- To nam nic, niestety, nie da.
- Nam? - zdziwiła się.
- Hm... - zastanowił się chłopak. - Raczej mi. Mam zamiar odnaleźć Patricka i Liv, najszybciej, jak to możliwe. Wiem, że muszę ich uratować.
Annabel przypatrzyła mu się z uwagą. Była znana z tego, iż jak nikt umiała odczytywać ludzkie emocje. Logan był jednak dla niej zagadką. Wiedziała to, już pierwszego dnia jej znajomości. Tego dnia, kiedy uznała, że jest skończonym, pewnym siebie chamem. Ale potem przyszedł do jej domu, starał się ją pocieszyć. Było to dla niej ogromne zaskoczenie. Teraz za to był raczej facetem, który był na tyle zdesperowany, by uratować Patricka i Liv z rąk nieznanych oprawców. Czy zasługiwał na podziw? Według niej tak. Przynajmniej tym razem.
- Annabel - przerwał jej rozmyślania - wiem, że pewnie proszę o zbyt wiele, ale chciałbym, żebyś opowiedziała mi tyle, ile wiesz o życiu Livi. No i... o sobie.
Zmrużyła podejrzliwie oczy. By dostać jej zaufanie, trzeba było być naprawdę bliską jej osobą. Albo gwiazdą, z którą zawsze czuła jakąś szczególną więź.
- Po co? - zapytała.
Spojrzał na nią z determinacją, a ona rozpłynęła się w jego oczach; głębokich, pełnych nadziei. Wydawało jej się, że zabrały ją do bezpiecznych miejsc, do nieznanych jej dotąd krain. Ale, kiedy zauważyła w nich cień smutku, od razu wróciła na ziemię.
- Jeżeli chcę ją odnaleźć, muszę wiedzieć o niej jak najwięcej. O niej, i o jej planach.
Westchnęła i oderwała wzrok od jego twarzy. Przed nią stała teraz najważniejsza decyzja.
Zdradzić przyjaciółkę, by ją uratować?
A może trzymać język za zębami i polegać jedynie na dedukcji i instynkcie?
Choć odpowiedź byłaby dla innych prosta, ją obowiązywał kodeks przyjaźni. Nie mogła zdradzić Liv. Nie teraz.
Ale od tego zależało jej życie. Czemu, więc by nie spróbować...?
Podjęła decyzję.
- Opowiem ci tylko to, co uważam za stosowne. Innymi słowy - wszystko to, co wiem.
Logan uśmiechnął się nieznacznie.
- No to, zamieniam się w słuch.
*LIV*
Siedziała w ich kryjówce już od kilku godzin. Nie mogła niestety określić czasu, bo w jej celi nie było ani okna, ani zegarka. Tylko nad jej głową terkotała lampa trochę oświetlając pokój.
- To ich nowa siedziba. - Usłyszała głos Patricka. - Do poprzedniej jechało się kilkadziesiąt minut. No i wyglądała trochę inaczej, choć nie mogę dużo o tym powiedzieć. Miałem zamknięte oczy.
Liv pokiwała głową.
- Nie sądziłabym, że mieliby tylko jedną kryjówkę. Jesteśmy teraz pewnie kilkaset kilometrów od Paryża.
Ponownie pokiwała w roztargnieniu głową i przymknęła oczy. Wyobraziła sobie ojca siedzącego w salonie i zamartwiającego się o nią. Wiedziała jednak, że on nic tu nie da. Oboje wiedzieli, iż niedługo to się stanie. To była tylko kwestia czasu. Dlatego zawarli pakt. Tata miał uratować tyle osób, ile się da, a o nią ma się nie martwić. W końcu Liv nie miała prawa bytu. Tak samo jak jej mama - wnuczka Poirota - i dziadek - syn legendarnego Belga - miała w końcu zginąć. I nie chciała, by kolejne pokolenia musiały cierpieć kolejne katusze, więc unikała mężczyzn, jak tylko się da. Każdego odtrącała. Każdego, oprócz Logana. Oprócz chłopaka, który stał się dla niej jak starszy brat. Jak ramię, jak wsparcie, jak pocieszenie. Był cząstką jej rodziny. Nieważne, że nie byli spokrewnieni. Ważne, jak się obok siebie czuli.
- Jak myślisz, kiedy zaczną nas torturować? - Głos Patricka przedarł się do jej umysłu.
Otworzyła oczy.
- Pewnie wkrótce. - Oparła głowę o ścianę. - Ale o siebie się nie martw. Tylko mnie to czeka - śmierć w katuszach. - Wymusiła słaby uśmiech, który nie dotarł do jej oczu.
- Ej. - Patrick podszedł do niej. - Nie wolno ci tak nawet myśleć. Wydostaniemy się stąd. Obiecuję.
Pokręciła przecząco głową.
- Mówisz tak, jak wszyscy. Ale dla nas naprawdę nie ma już nadziei. To koniec. Już nigdy nie spotkam się z fanami. Już nigdy nie zagram w serialu. Już nigdy nie przytulę się do taty.
Wspomnienie o karierze wydawało się tak odległe, a przecież nie dalej jak trzy tygodnie temu spadła w ramiona Logana i poczuła jak serce jej mocniej bije. Wtedy poczuła, że naprawdę może się w nim zakochać. Ale potem wszystko spaprał. Wszystko przepadło po wywiadzie u Carmeli.
- Nie płacz. - Patrick otarł jej kciukiem łzy. - Nie lubię, gdy moja ulubiona aktorka płacze.
- Jak to robisz? Zachowujesz się, jakbyśmy znali się latami.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Nie wiem, Liv. Może my się już znamy? Tylko udajemy, że nie i zachowujemy się przez to głupio?
Wspomnienie. Jedno wspomnienie. Niewyraźne, z czasów dzieciństwa. Jedno wspomnienie sprawiło, że los jej i Patricka się skrzyżował. A teraz, kiedy siedzieli obok siebie nie wiadomo gdzie, przypomniały jej się ich wspólne zabawy w piaskownicy. Bawili się ze sobą równe trzy lata. A potem on zniknął. Nie miała mu tego za złe - to była wina rodziców, ale teraz wszystko wydało się tak oczywiste, że zatkała sobie ręką usta.
- Livi, co jest? - zaniepokoił się Patrick.
- Dzięki za łopatkę. Naprawdę się przydała - odparła cicho i przytuliła się do niego mocno.
Najpierw nie reagował, ale potem przyciągnął ją bliżej siebie i objął w pasie.
Najpierw nie reagował, ale potem przyciągnął ją bliżej siebie i objął w pasie.
- Nie ma za co. W końcu od tego są przyjaciele - wyszeptał jej prosto do ucha.
*PATRICK*
Jak mógł być taki głupi?! Zapomniał, że przyjaźnił się z LIV JOHNSON! A to była chyba najgłupsza rzecz, jaką mógł zrobić.
- A pamiętasz jak wtedy Angela zburzyła mój zamek z piasku? - odezwała się ponownie dziewczyna.
Odwrócił głowę w jej stronę i uważnie się jej przyjrzał. Czarne od tuszu do rzęs łzy zastygły na jej policzku, w jej głosie słychać było nutę wątpliwości, a włosy wyglądały jakby nietoperze uwiły sobie tam gniazdo. Ale dla niego i tak była piękna.
W końcu w odpowiedzi pokręcił głową.
- Przypominam ci, że nie pamiętam imion wszystkich. Pamiętam tylko z wyglądu. Opiszesz ją? - poprosił.
- Hm - zastanowiła się. - Blond włosy, codziennie związywane w dwa sztywne warkocze, wielkie oczy koloru płynnej stali i była dość szczupła. - Westchnęła. - Szczerze? Zazdroszczę jej tej urody. Chętnie zagarnęłabym ją całą dla siebie.
Objęła rękami kolana i ułożyła na nich podbródek.
- Angela nie była tak ładna jak ty, Liv - odparł starając się brzmieć niedbale.
Spojrzała na niego brązowymi oczami, które wyglądały jak niczym oczy zwierzęta w zamknięciu; przerażone i dzikie.
- Nie musisz prawić mi komplementów, żeby poprawić mi humor. I tak jesteśmy w beznadziejnej sytuacji - mruknęła.
Patrick pokręcił głową.
- Każda sytuacja ma jakieś wyjście. A teraz opowiedz jakąś anegdotę z twojego życia. Przynajmniej się rozerwiemy.
Tym razem to Liv pokręciła głową. (Widać bardzo jej się to spodobało, bo robiła to po raz enty.)
- Moje życie wyglądało cały czas tak samo, Patrick - zaczęła. - Byłam zwierzęciem wystawianym na pokaz, pozwalano by setki ludzi tratowało mnie i uznawało za bóstwo. Wydawało mi się, że każdego dnia tracę przez to cząstkę siebie. I tak jest z każdą znaną osobą, naprawdę. Jesteśmy tylko, hm, atrakcją turystyczną, niczym więcej. W końcu się kiedyś znudzimy i zostaniemy odstawieni na strych, bo taka jest kolej rzeczy. Już nikt nie będzie pamiętał o moim badziewnym serialu. Niczego po sobie nie zostawię. W końcu nie wynajdę lekarstwa na raka, nie wynajdę sposobu na długowieczność. Moje imię nie będzie już imieniem. Będzie tylko czymś, co zapełnia puste miejsce na nagrobku. Tak samo mogło być z tobą, ale ty na szczęście uciekłeś rekinom show biznesu i ludzie będą cię pamiętać. Chociażby rodzina, Annabel, inni przyjaciele. A o mnie nikt nie będzie nic wiedział, bo wszystkie sekrety zabiorę ze sobą do grobu, nie mając się z kim nimi podzielić.
Patrick bardzo chciał powiedzieć coś mądrego. Jednak wszystko, co przychodziło mu na myśl, wypadło by blado przy wypowiedzi Liv. Siedzieli więc w ciszy, słuchając kropel kapiących z sufitu i spadających na ziemię z hukiem podobnym wybuchowi bomby.
- Powinnaś być filozofem - wciął się w końcu w niezręczne milczenie.
- Mhm - potwierdziła Liv - na pewno zostałabym nowym Sokratesem czy kimś takim. - Przewróciła oczami.
- Dokładnie - zgodził się Patrick.
Liliana parsknęła krótkim śmiechem, który brzmiał jak rozbijająca się szklanka; ranił ludzi tak samo jak jej odłamki.
- Za to ty powinieneś być komikiem i pocieszać ludzi idących na śmierć. Na serio, byłbyś w tym naprawdę niezły.
****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****
Odwrócił głowę w jej stronę i uważnie się jej przyjrzał. Czarne od tuszu do rzęs łzy zastygły na jej policzku, w jej głosie słychać było nutę wątpliwości, a włosy wyglądały jakby nietoperze uwiły sobie tam gniazdo. Ale dla niego i tak była piękna.
W końcu w odpowiedzi pokręcił głową.
- Przypominam ci, że nie pamiętam imion wszystkich. Pamiętam tylko z wyglądu. Opiszesz ją? - poprosił.
- Hm - zastanowiła się. - Blond włosy, codziennie związywane w dwa sztywne warkocze, wielkie oczy koloru płynnej stali i była dość szczupła. - Westchnęła. - Szczerze? Zazdroszczę jej tej urody. Chętnie zagarnęłabym ją całą dla siebie.
Objęła rękami kolana i ułożyła na nich podbródek.
- Angela nie była tak ładna jak ty, Liv - odparł starając się brzmieć niedbale.
Spojrzała na niego brązowymi oczami, które wyglądały jak niczym oczy zwierzęta w zamknięciu; przerażone i dzikie.
- Nie musisz prawić mi komplementów, żeby poprawić mi humor. I tak jesteśmy w beznadziejnej sytuacji - mruknęła.
Patrick pokręcił głową.
- Każda sytuacja ma jakieś wyjście. A teraz opowiedz jakąś anegdotę z twojego życia. Przynajmniej się rozerwiemy.
Tym razem to Liv pokręciła głową. (Widać bardzo jej się to spodobało, bo robiła to po raz enty.)
- Moje życie wyglądało cały czas tak samo, Patrick - zaczęła. - Byłam zwierzęciem wystawianym na pokaz, pozwalano by setki ludzi tratowało mnie i uznawało za bóstwo. Wydawało mi się, że każdego dnia tracę przez to cząstkę siebie. I tak jest z każdą znaną osobą, naprawdę. Jesteśmy tylko, hm, atrakcją turystyczną, niczym więcej. W końcu się kiedyś znudzimy i zostaniemy odstawieni na strych, bo taka jest kolej rzeczy. Już nikt nie będzie pamiętał o moim badziewnym serialu. Niczego po sobie nie zostawię. W końcu nie wynajdę lekarstwa na raka, nie wynajdę sposobu na długowieczność. Moje imię nie będzie już imieniem. Będzie tylko czymś, co zapełnia puste miejsce na nagrobku. Tak samo mogło być z tobą, ale ty na szczęście uciekłeś rekinom show biznesu i ludzie będą cię pamiętać. Chociażby rodzina, Annabel, inni przyjaciele. A o mnie nikt nie będzie nic wiedział, bo wszystkie sekrety zabiorę ze sobą do grobu, nie mając się z kim nimi podzielić.
Patrick bardzo chciał powiedzieć coś mądrego. Jednak wszystko, co przychodziło mu na myśl, wypadło by blado przy wypowiedzi Liv. Siedzieli więc w ciszy, słuchając kropel kapiących z sufitu i spadających na ziemię z hukiem podobnym wybuchowi bomby.
- Powinnaś być filozofem - wciął się w końcu w niezręczne milczenie.
- Mhm - potwierdziła Liv - na pewno zostałabym nowym Sokratesem czy kimś takim. - Przewróciła oczami.
- Dokładnie - zgodził się Patrick.
Liliana parsknęła krótkim śmiechem, który brzmiał jak rozbijająca się szklanka; ranił ludzi tak samo jak jej odłamki.
- Za to ty powinieneś być komikiem i pocieszać ludzi idących na śmierć. Na serio, byłbyś w tym naprawdę niezły.
****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****
Hym... Najpierw przepraszam za to coś u góry, zgadza się? Tak, zgodnie z planem.
A więc przepraszam za nudny rozdział.
Może nie jest najgorszy, ale z pewnością jest nudny. Kurde, następnym razem na pewno będzie więcej akcji. W końcu jeszcze muszę gdzieś wcisnąć Matthew, Tatianę, Patricka i ... oraz Logana i ..., tak nie poznacie końcowych par. JESZCZE! Przed dwudziestym rozdziałem wszystko powinno się wyjaśnić:D.
Tak w ogóle, co u Was?
Ja przepraszam za moją nieobecność na Waszych blogach, ale miałam kilka rzeczy do zrobienia, także...
Okej, to tyle na dzisiaj:*.
Rozdział XVII pojawi się od dzisiaj za tydzień:).
~Vanill:3
OBIECUJĘ jutro przeczytać ten i poprzedni rozdział ,bo tydzień miałam zawalony ,ale jutro NA PEWNO przeczytam i NA PEWNO skomentuję :3
OdpowiedzUsuń