Dla Ally. Za to, że aktywowała najlepszego bloga we wszechświecie ღღღღ.
Miłość wywodzi się z serca, lecz serce jest tylko jej symbolem.
*ANNABEL*
Jechały już kilka godzin. Prowadziła Liv - bo jakżeby inaczej! - a ona drzemała, patrzyła się na pojedyncze drzewa i rozmyślała. Rozmyślała, co by było, gdyby nigdy nie porwano Patricka. Może byliby już nawet parą? Równie dobrze mogliby się do siebie nie odzywać...
- Ann, jesteśmy. - Liv szturchnęła ją w ramię.
Dziewczyna powoli oderwała oczy od szyby i przeciągnęła się. Leniwie otworzyła drzwi samochodu, po czym wyskoczyła na parking. Spojrzała w stronę wysokiego budynku, w całości zbudowanego ze szkła. Odbijał promienie słońca, tworząc przez to wokół swojej iglicy jaśniejącą aureolę, która z każdą chwilą stawała się jakby piękniejsza oraz jaśniejsza. U podnóża za to biegła rzeczka, wyglądająca jak płynna stal.
- Livi, jesteś pewna, że to tu? - zapytała olśniona efektem.
Przyjaciółka spojrzała w górę; w jej oczach pojawiły się iskierki.
- Tak. Myślę, że tutaj dowiemy się co nieco - mruknęła i ruszyła w stronę drzwi wejściowych.
Annabel pobiegła za dziewczyną. Starała się nie potknąć o rozwiązane sznurowadła butów, ale, jak zwykle, już po chwili leżała jak długa kilka metrów za Liv.
- Ann - westchnęła gwiazda podając jej rękę - musisz trochę bardziej uważać. Niech chociaż jedna z nas nie potyka się na płaskiej drodze - zaśmiała się.
- Dobra, wchodzimy? - zapytała zawiązując sznurówki.
Aktorka skinęła głową i pchnęła drzwi do firmy R.E.M.A.D.C.O.
Od razu w oczy rzuciła się recepcja; biurko w kolorze mahoniu, kilka kolorowych flamastrów w pojemniku na ołówki i komputer, za którym siedziała jakaś blondynka zaśmiewając się co jakiś czas.
- Ymm... Dzień dobry - zaczęła Liv - chciałybyśmy spotkać się z pani szefową.
Blondynka zmierzyła ich wzrokiem.
- Potomkowie wrogów mojej szefowej nie są mile widziani - westchnęła, wcisnęła jakiś guzik, a potem dla Annabel zapanowała ciemność...
- Ann, jesteśmy. - Liv szturchnęła ją w ramię.
Dziewczyna powoli oderwała oczy od szyby i przeciągnęła się. Leniwie otworzyła drzwi samochodu, po czym wyskoczyła na parking. Spojrzała w stronę wysokiego budynku, w całości zbudowanego ze szkła. Odbijał promienie słońca, tworząc przez to wokół swojej iglicy jaśniejącą aureolę, która z każdą chwilą stawała się jakby piękniejsza oraz jaśniejsza. U podnóża za to biegła rzeczka, wyglądająca jak płynna stal.
- Livi, jesteś pewna, że to tu? - zapytała olśniona efektem.
Przyjaciółka spojrzała w górę; w jej oczach pojawiły się iskierki.
- Tak. Myślę, że tutaj dowiemy się co nieco - mruknęła i ruszyła w stronę drzwi wejściowych.
Annabel pobiegła za dziewczyną. Starała się nie potknąć o rozwiązane sznurowadła butów, ale, jak zwykle, już po chwili leżała jak długa kilka metrów za Liv.
- Ann - westchnęła gwiazda podając jej rękę - musisz trochę bardziej uważać. Niech chociaż jedna z nas nie potyka się na płaskiej drodze - zaśmiała się.
- Dobra, wchodzimy? - zapytała zawiązując sznurówki.
Aktorka skinęła głową i pchnęła drzwi do firmy R.E.M.A.D.C.O.
Od razu w oczy rzuciła się recepcja; biurko w kolorze mahoniu, kilka kolorowych flamastrów w pojemniku na ołówki i komputer, za którym siedziała jakaś blondynka zaśmiewając się co jakiś czas.
- Ymm... Dzień dobry - zaczęła Liv - chciałybyśmy spotkać się z pani szefową.
Blondynka zmierzyła ich wzrokiem.
- Potomkowie wrogów mojej szefowej nie są mile widziani - westchnęła, wcisnęła jakiś guzik, a potem dla Annabel zapanowała ciemność...
*LOGAN*
- Jak to ich nie ma? - jęknął.
Vincent wzruszył ramionami.
- Unikają cię - wydusił powstrzymując śmiech.
Warknął coś pod nosem i ruszył z powrotem do samochodu. Jak nie ma ich tu - będą, gdzie indziej. A jeżeli menadżer nie chce mu pomóc - trudno. Poszuka na własną rękę. Nie ważne nawet jak je namierzy! Odnajdzie je i powiem im to, co zamierzał. Nie może przecież dopuścić, żeby Liv wiecznie na niego się gniewała. Zwłaszcza... Annabel. Nie wiedział co się z nim dzieje. Jedna, mała, trochę ostra osóbka, a zawróciła w jego głowie. Była jak ogień. Była niebezpieczna. A on lubił niebezpieczeństwo.
*PATRICK*
Został obudzony o godzinie ósmej rano. Właściwie ,,obudzony" to złe słowo. Raczej Tatiana chwyciła go za nogi i zawlokła do jakiejś piwnicy.
- Powiesz, gdzie ona mieszka? - zapytał Matthew ze stoickim spokojem.
Przez ostatnie godziny, Patrick zauważył, jak odmienne są charaktery dwóch wspólników.
Matthew - opanowany, do każdego pytania przystępuje bez ogródek i zbędnych ozdobników.
Tatiana - chętnie rzuciłaby mu się do gardła, pocięła go na kawałki, a potem dopiero przesłuchała.
- Oj, Matt. Nie możemy go zabić teraz? Przecież nic nie powie - jęknęła dziewczyna.
- Tati, nie można być niecierpliwym. Proszę, usiądź, opanuj się, spokojnie.
Tatiana chciała zaprotestować, ale wspólnik powalił ją na ziemię, jednym, zgrabnym ruchem.
- No, a teraz grzecznie usiądź pod ścianą - powtórzył Matthew.
Jego spokój zaczynał denerwować Patricka. Przerażał go nawet bardziej niż energiczna Tatiana. Wyglądał na człowieka, który strzeliłby mu kulką w łeb, i nawet przy tym nie mrugnął.
- Skoro, możemy wreszcie porozmawiać - mężczyzna zwrócił się do Patricka z gadzim uśmiechem - powiedz mi, gdzie ostatnio widziałeś swoją 'przyjaciółkę'.
Chłopak pokręcił głową.
- Nie wiem, po co tu jestem - warknął.
Matthew westchnął.
- Powiesz - dowiesz się.
Patrick zastanowił się. Nie miał wielu możliwości. Ucieczka nie wchodziła w grę, okłamanie wspólników tym bardziej. Ewentualnie mógł się wykazać heroizmem i udawać, że jest niemową. Tak... To było jedyne słuszne rozwiązanie...
- Nic nie wiem - mruknął. - Annabel ostatnio nic mi nie mówi.
Matthew pochylił się nad stronę w jego stronę.
,, No tu już po mnie" przemknęło mu przez głowę.
- Sądzisz, że jestem głupi? Obserwowaliśmy cię trochę czasu. Owszem, lepiej byłoby porwać twoją przyjaciółkę. Albo Liv. Ty też jednak trochę nam się przydasz.
- Chcecie okupu? - wydusił przez ściśnięte gardło. - Nie dostaniecie dużo, bo...
- Tu chodzi o coś innego. Chodzi o informacje - warknęła Tatiana spod ściany.
Wspólnik zabił ją spojrzeniem. Umilkła.
- Mogę wracać do domu? - zapytał nieśmiało.
- Wypuścimy cię. Wystarczy, że podasz jedną, jedyną informację. Chodzi nam o adres Liv - wypowiedział imię dziewczyny z taką pogardą, że przez ciało Patricka przeszedł dreszcz.
Spojrzał w zimne niczym lody Antarktydy oczy Matthew. Wydawało mu się, że przeszywają go na wskroś, zaglądają w najgłębsze zakamarki jego umysłu. Wszystko, byle tylko wydusić z niego głupi adres.
Wyprostował się, a z jego ust wypłynęło zdanie, którego nigdy sam by nie wypowiedział:
- Nic wam nie powiem.
****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ
Łiiii!
JestemxD.
Wybaczcie to opóźnienie, bo rozdział powinien być w piątek, ale po prostu oszalałam na punkcie ,,Niezgodnej". Wczoraj kupiłam też sobie drugą część i po prostu tak się na nią rzuciłam, że zapomniałam napisać jakąkolwiek notkę:p.
Rozdział jest... beznadziejny i krótki. Głównie przez to, że straciłam wenę i nie miałam za dużo czasu xd.
Ze spraw organizacyjnych, to planuję nowy nagłówek, bo ten jest makabryczny:p.
Dobra, to tyle ode mnie:D.
Hej!:*
~Van
Genialny <3 Ciekawi mnie ,co się stało z Annabell ,że jej pociemniało w oczach ... Zemdlała ? Pewnie ta głupia przy recepcji coś im zrobiła... Szkoda mi wszystkich, oprócz Logana. NIGDY się do niego nie przekonam ;p W ogóle mam nadzieję, że Patrick nic nie wypapla i wyjdzie z tego cało :)
OdpowiedzUsuńCzekam na next ! ♥