piątek, 28 marca 2014

ROZDZIAŁ IX~ To się zaczyna...

Z dedykacją dla Tiny
Patrząc na życie przez pryzmat konsekwencji, nigdy nie zasmakujemy wolności.
*LOGAN*
 Patrzył na zamykające się za Liv drzwi. Poczuł ukłucie w sercu. Właśnie zrujnował swoje życie.
 Westchnął. Nie chciał niczego co mogłoby zranić dziewczynę. A tymczasem właśnie dostał od niej z liścia. To przez niego.
- Logan! Wyszło wspaniale!- krzyknął Vincent podbiegając do chłopaka. - Co się stało?- spytał.
- Właśnie dostałem z liścia od Liv- powiedział osłupiały.
 Menadżer spojrzał na niego ze zdziwieniem. 
- O co ci chodzi?- zapytał.
- Znienawidziła mnie przez to co powiedziałem na antenie. Vincent, czy tobie wszystko trzeba tłumaczyć jak małemu dziecku?- warknął.
- Wiesz, może wrócimy do twojego domu, a potem pojedziemy na plan i...
- Odeszła- przerwał Vincentowi.
- Kto z czego odszedł?- zdziwił się mężczyzna.
- Liv. Liv odeszła z ,,Bądź, marz, wierz". Zostało jeszcze dwadzieścia odcinków. Chyba widzowie będą musieli zadowolić się dwoma sezonami- westchnął, po czym ruszył w stronę limuzyny.
*ANNABEL*
 Szła Biegła w stronę domu. Coś rozgrzewało ją od środka. Czuła się wolna, spełniona, szczęśliwa. Niby nie stało się nic wielkiego. Ledwie musnęła usta Patricka. Ot, przyjacielski pocałunek. Ale dla niej to coś znaczyło. Zapalił się w niej płomyczek nadziei. Teraz czuła, że kiedyś mogą zostać parą.
 ,,Życie jest piękne" pomyślała. Ta myśl wywołała na jej twarzy ogromny uśmiech. Nagle usłyszała jak ktoś krzyczy jej imię. Odwróciła się na pięcie i spojrzała na osobę, która ją wołała. Był to dosyć wysoki, przystojny brunet. Z jego ciemnobrązowych, kakaowych oczu przebijał się smutek. 
- Jesteś Annabel?- zapytał, kiedy dziewczyna się zatrzymała.
 Dziewczyna skinęła głową i uśmiechnęła się. 
 - Tak, a co?- odparła. 
- Szukam cię. Liv Johnson, chyba ją kojarzysz, mówi, żebym cię do niej przyprowadził- powiedział. 
 Annabel zdziwiła się, ale nie dała tego po sobie poznać.
- Możesz mi powiedzieć kim jesteś?- spytała.
 Chłopak poprawił włosy.
- Logan Rooney. "Chłopak" Livi- odpowiedział.
- Aaaa! To ty wypaplałeś w telewizji, że jesteście parą?
- Tak. To ja jestem ten winny, to ja skłamałem i to przeze mnie Liv chce odejść z serialu.
 Dziewczyna od razu spoważniała. Spojrzała na Logana morderczym wzrokiem, po czym rzuciła:
- Nienawidzę cię.
- Jasne, jasne. Rozumiem. To jak będzie, pójdziesz do Livi?
 Pokiwała energicznie głową i poszła za chłopakiem.
 Zauważyła, że co jakiś czas oglądał się, patrzył na nią przez chwilę, uśmiechał się i znowu odwracał głowę. Bała się, iż ma coś na twarzy, ma brudne ubranie lub coś w tym stylu. Lecz uśmiech Logana wcale nie był złośliwy. Był raczej przyjazny. Czyżby zrobiła na nim wrażenie?
 Kiedy dotarli pod ogromną willę, chłopak zatrzymał się.
- Teraz tylko ty możesz tam wejść- powiedział, po czym odszedł.
 Annabel głęboko odetchnęła i zapukała. Drzwi otworzyła kobieta około pięćdziesiątki. Wyglądała na kucharkę.
- Cześć, Helga- przywitała się dziewczyna.
- Dzień dobry. Przyszłaś do Lilianki? 
- Tak, przyszłam do Liv- potwierdziła.
 Kobieta zniknęła we wnętrzu domu, by po chwili wrócić.
- Jest w swoim pokoju. Panna Annabel Hegson?
- Zgadza się.- Uśmiechnęła się dziewczyna. 
 Kucharka otworzyła szerzej drzwi, tak, żeby dziewczyna mogła wejść.
 Annabel skierowała się do pokoju przyjaciółki. Delikatnie zapukała. Liv otworzyła.
- Ann. Dobrze, że to tylko ty.- Odetchnęła z wyraźną ulgą, wymuszając przy tym blady uśmiech. - Proszę, wejdź.
 Dziewczyna weszła do sypialni i usiadła na łóżku. Zauważyła, że na biurku leży gruby, otwarty zeszyt.
- Co to?- zapytała Annabel wskazując na notatnik.
- Spis koszmarów. Mniejsza o to.- Liv machnęła ręką. 
- O co chodzi?
- Emm... Nie wiem za bardzo jak zacząć...
- Najlepiej od początku- odparła Annabel.
 Zaczynała martwić się o swoją nową przyjaciółkę. Miała gdzieś te wszystkie bzdury, który Logan powiedział w telewizji. Teraz liczyła się tylko Liv.
*LIV*
 Skłamała. I czuła się z tym podle. Nawet bardzo podle. Wiedziała, że kiedyś i tak będzie musiała powiedzieć prawdę. Chciała jednak odwlec to najbardziej jak się da. Teraz jednak nie miała wyjścia. Potrzebowała tej jednej, jedynej osoby, której mogłaby zaufać. I wiedziała, że jest nią Annabel.
- Nie powiedziałam ci prawdy- zaczęła. - Tak naprawdę nie urodziłam się w Paryżu. Pochodzę z Londynu. Kiedy przez przypadek dowiedziałam się o sobie trochę więcej niż powinnam, musieliśmy opuścić Anglię w trybie natychmiastowym. Cóż... Inaczej mogłabym zginąć. Tak jak moja mama. - W kącikach oczu dziewczyny zaczęły zbierać się łzy, jednak kontynuowała. - Przyjechałam tu, zmieniłam nazwisko. Tylko imię pozostało takie samo. Wiadome jednak było, że Liliana Vivenne to dosyć niespotykana zbieżność imion. Dlatego też zaczęłam stosować przezwisko Liv. Nie wiem co mogę jeszcze dodać.
 Spojrzała w oczy Annabel. Kryło się w nich niedowierzanie zmieszane z nutką smutku. Dziewczyna spuściła głowę.
- Nie wiem czy mogę ci uwierzyć. Skłamałaś. Nie mówiłaś o związku z Loganem ani o...
- Czekaj, czekaj - przerwała jej Liv. - Ta nowość o mnie i Loganie to bzdura wyssana z palca. Nie wiem co mu odbiło. Tak czy siak, muszę odejść z ,,Bądź...". 
- Co?!- krzyknęła Annabel podnosząc głowę. - Ci już zupełnie odbiło, tak?
- Nie, Ann, nie. Tu chodzi o moje bezpieczeństwo. Odkryli mnie. Aktorstwo było naprawdę słabym pomysłem. 
- A co myślałaś? Że nikt cię nie zauważy?- prychnęła dziewczyna.
 Liv zignorowała jej uwagę.
- Muszę wyjechać. Z Europy. Jadę do Australii. Bilet mam na jutro rano. 
- Nie, nie, nie. Nie zrobisz mi tego! Może przyjaźnimy się drugi dzień, ale czuję, że mogę ci zaufać - łkała Annabel.
- Wybacz, Ann. To naprawdę ważne. 
- To może mi powiesz czego się o sobie dowiedziałaś? Może będę mogła ci pomóc? 
 Liv spuściła wzrok.
- To nie takie proste - wymamrotała.
- Liliana! 
- Naprawdę chcesz wiedzieć? Naprawdę? - warknęła gwiazda patrząc w oczy przyjaciółki.
- Tak - odpowiedziała chłodno dziewczyna.
- Moim pradziadkiem jest Herkules Poirot! - krzyknęła. 
 Annabel od razu się wyprostowała. Nie spodziewała się czegoś takiego. Przynajmniej tak to wyglądało.
 Liv skubała bransoletkę. Nie chciała, żeby ktokolwiek się dowiedział. Nawet było jej za to wszystko wstyd. Nie lubiła się do niego przyznawać, nie chodziło nawet o bezpieczeństwo. Po prostu nie przepadała za tym, że jest potomkiem wielkiego Belga. Ale cóż... rodziny się nie wybiera.
*PATRICK* 
Nadal był oszołomiony pocałunkiem. W końcu stało się to tak nagle i niespodziewanie. Nie był na to gotowy, zdecydowanie nie był. Dlatego też nie odwzajemnił pocałunku Annabel tylko stał jak sparaliżowany.
 Uśmiechnął się w duchu na to wspomnienie. Ona go całuje, a on nic nie robi. Zupełnie nic.
 ,, Jestem jakiś dziwny" pomyślał. Miał jednak nadzieję, że to tylko i wyłącznie jego opinia. No dobra, może nie musiała to być opinia wszystkich. Wystarczy, że Annabel nie zmieniła swoich poglądów.
Westchnął i rozłożył się na swoim łóżku. Nie wiedział co myśleć. Jego głowę zaprzątała zwykle tylko i wyłącznie Ona. Jej perlisty uśmiech, jej kawowe oczy, jej czekoladowe włosy, jej malinowe usta i wreszcie jej sposób bycia. A teraz na scenie pojawiła się Ta Druga. Jego przyjaciółka. Właściwie, czy teraz mógłby nazwać ją już tylko i wyłącznie przyjaciółką? Nie wiedział. Wiedział tylko, że powinien z nią porozmawiać i to z nią wyjaśnić. Natychmiast.
 Wtedy, coś uderzyło w dach jego domu. Upadł na podłogę. Nie miał pojęcia co się dzieje. W głowie mu się kręciło. Słyszał tylko stukot butów roznoszący się po całym domu i ściszone dwa głosy; jeden męski, drugi żeński.
- Mówię ci, powinniśmy być bardziej ostrożni - odezwała się kobieta. W jej głosie pobrzmiewał obcy akcent.
- Oj tam, oj tam. Bomba dymna to właściwie nie bomba - odparł mężczyzna. Głos miał znudzony.
- Matthew! - pisnęła kobieta.
- Spokojnie, Tatiana. Mówię ci, wszyscy będą znokautowani - jęknął.
- Pospiesz się - warknęła po chwili milczenia.
 Stukot obcasów znów rozległ się po mieszkaniu.
 Już po kilkunastu sekundach Patrick usłyszał jak stukanie ustaje, a go owiewa mgiełka jaśminowych perfum.
- To on. Widziano go z tą Annabeth, czy jak jej tam - powiedziała kobieta nazwana Tatianą.
- Szybko się stąd zmywajmy - ziewnął Matthew.
- Jasne.
 Po chwili Patrick poczuł jak ktoś łapie go za nogi, wyciąga z domu i pakuje do bagażnika. Przeszył go dreszcz strachu. Wiedział, że dzieje się coś bardzo niedobrego...
****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ
Przychodzę dzisiaj do Was z IX rozdziałem, specjalnie dedykowanym Tinie❤. To dlatego, ponieważ przy jej opowiadaniu potrafię się zrelaksować i pośmiać<3 .="" i="">
Tak w ogóle myślę, że ta historia będzie miała ich około XX. Potem zacznę jakąś inną. Nie wiem czy powiązaną z tym opowiadaniem, ale raczej nie. Chyba, że najdzie mnie na to wenaXD.
Następny rozdział będzie pewnie równo za tydzień, ale nie obiecuję, bo mam test szóstoklasisty x(. Makabra. Ale przynajmniej mam lepiej, ponieważ nie muszę pisać angielskiego. Oh yeah!:D
Co do tego rozdziału to mi się nawet podoba. Zwłaszcza końcówkaXD. Obiecuję, że najpóźniej w rozdziale XII wszyściutko się wyjaśni. 
To tyle z mojej strony!
Bye!:*
NIE WIEM KIEDY NAPRAWDĘ POJAWI SIĘ ROZDZIAŁ X!
~Vanill

2 komentarze:

  1. OMG !
    Dziękuję za dedykację ♥
    Rozdział genialny, jak każdy <33
    Nie spodziewałam się tego, że Liv jest potomkiem tego Herkulesa...
    Pocałunek Ann i Patricka ... AWW *_*
    Tu się robi jakiś kryminał ?! Końcówka jest naprawdę świetnie napisana, opisania i w ogóle ...
    NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ X ! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha, i mam nadzieję, że Liv jednak nie odejdzie z serialu przez tego głupiego Logana -,-

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz. Przyjmuję pochwały jak i konstruktywną krytykę, dzięki, której mogę poprawić się w pisaniu:)