piątek, 14 lutego 2014

One part walentynkowy- Jezioro łabędzi

Byłabym chyba głupia, gdybym nie napisała czegoś na walentynki. Zapraszam do lektury:)
Kliknijcie na ,,znaczek" poniżej c:.


S
tała nad jeziorem i przyglądała się łabędziom. Słońce już prawie znikało za horyzontem, ale liczba spacerowiczów nie zmniejszała się. Wręcz przeciwnie- rosła. Zakochane pary chodziły brzegiem jeziora chichocząc, dzieci starały się podejść jak najbliżej łabędzi wylegujących się na brzegu, a starsi ludzie siedzieli na ławkach podziwiając jak te przepiękne białe ptaki z gracją mącą wodę.
- Czyż to nie jest przepiękny widok?- zapytała jakby sama siebie.
- Tak. Ale już się robi ciemno, choć wrócimy już- odezwał się na oko dwudziestoletni mężczyzna. 
Dziewczyna przytaknęła głową. 
- Richard... Ja nie chcę do domu- powiedziała po chwili, po czym spuściła głowę.
- Clair, dlaczego nie chcesz?- spytał jakby zupełnie nie zdając sobie sprawy z sytuacji przybranej siostry. 
- Tata- odparła, a po jej bladym policzku spłynęła pojedyncza łza.
- Oj błagam cię! On nic tobie nie zrobi.
- Nie rozumiesz, że mam dość tych kłamstw?! 
- Rozumiem cię doskonale. Ale... zresztą nieważne. Chodź, musimy wracać.
Dziewczyna spojrzała na zegarek. Zbliżała się 21. 
- Obiecujesz, że nie nakrzyczy na mnie za tak późny powrót?- zapytała trochę spanikowana.
- Obiecuję Clair.- Richard uśmiechnął się i objął siostrę. 
***
Wkurzony wracał z próby tańca. Dłonie miał zaciśnięte w pięści, miał ochotę krzyczeć. A wszystko przez jeden punkt w regulaminie konkursu tańca.
,, To niemożliwe, żeby mieć takiego pecha!" myślał.
Jednak nadal zasada numer jeden brzmiała ,,Do konkursu można przystąpić tylko z partnerem lub partnerką". On był chyba jedynym facetem w grupie, dla którego zabrakło dziewczyny. Już miał idealny układ, który zszokowałby wszystkich sędziów i zapewniłby mu wygraną, a tu jak na złość pojawił się ten głupi punkt! Punkt, przez który on jest od razu zdyskwalifikowany. 
- Cholera!- krzyknął.
- Też miałeś pechowy dzień?- Usłyszał damski głos.
Rozejrzał się dookoła, ale nadal widział tylko kilka domów mieszkalnych i kwitnącą jabłoń. Ani jednej żywej duszy. 
- A kto mówi?- spytał trzęsącym się głosem. 
- Ja- odparła dziewczyna zeskakując z jabłoni.
Była średniego wzrostu. Miała orzechowe włosy za ramiona, oczy w kolorze kawy latte, wiśniowe usta oraz zgrabny nosek. Na pewno nie była typem osoby lubiącej słońce oraz solarium. 
,,Ładna jest. Chwila! O czym ty myślisz Lucas!" chłopak skarcił się w myślach.
- Yyy...- zająknął się. Szybko jednak nabrał pewności siebie- A ty kim jesteś?- zapytał.
- Clair. Więcej nie powinieneś wiedzieć- powiedziała.
- Znamy się?
- Nie. Ale wyglądałeś na przybitego dlatego postanowiłam się odezwać- wyjaśniła.
Lucas nadal patrzył się na nią jak zahipnotyzowany. Sposób w jaki mówiła i jej słodki akcent z pewnością uwiodłyby niejednego chłopaka. 
- Nie jesteś stąd- powiedział tancerz ostrożnie, starając się nie palnąć jakiegoś głupstwa.
- Nie- zaprzeczyła.- Jestem z Anglii. Ale już wystarczająco dużo o mnie wiesz. Teraz powiedz coś o sobie.
- Nazywam się Lucas, jestem z Ameryki. Teraz wiesz o mnie tyle samo co ja o tobie. 
- Zgadza się. Ale chciałabym wiedzieć jeszcze więcej. Chciałabym wiedzieć dlaczego byłeś taki zły.
- Potrzebuję partnerki do tańca, bo inaczej nie wystąpię w konkursie- zwierzył się.
***
Clair patrzyła na nowego znajomego z zafascynowaniem.
- Tańczysz?- zapytała podekscytowana.
Chłopak odpowiedział skinieniem głowy.
Angielka myślała, że zaraz nie wytrzyma. Lucas tańczył tak jak ona. Nareszcie znalazła bratnią duszę!
- Ja też tańczę- powiedziała.
Jej nowy znajomy uśmiechnął się tak szeroko, że bardziej się nie dało i przytulił mocno Clair.
- Co to za czułości?- spytała speszona.
- Jak to co? Zatańczysz ze mną w konkursie i wygramy!
- Nie powiedziałam, że zatańczę- bąknęła.
- Ale to zrobisz, prawda?
Clair patrzyła na niego osłupiała. Nie wiedziała czy ma się zgodzić. W końcu gdyby ojciec przyłapałby ją na tym nie skończyłoby się to dobrze. I tak cudem wymykała się na jedną lekcję tańca tygodniowo. A teraz konkurs, który równa się większej ilości prób, a co za tym idzie- kłamstw.
- Nie wiem- odpowiedziała zawstydzona.
- Proszę cię Clair! Ja tu przed tobą klęczę!- krzyknął Lucas, po czym ukląkł przed dziewczyną i złożył ręce jak do modlitwy.
Angielka spojrzała z przerażeniem na uchylone okno od pokoju ojca. Na szczęście nikt się przez nie nie wychylał.
- Lucas, ja...- zaczęła i popatrzyła na niego wzrokiem pełnym niepewności gotowa odmówić, ale zamiast tego zatopiła się w jego niebieskich oczach niczym jej ukochane jezioro. Widziała w nich jak bardzo jest zdeterminowany, lecz i przestraszony. Wtedy zdała sobie sprawę, że jeżeli mu odmówi te oczy już nigdy nie będą pogodne jak czyste niebo. Będą jak burza, złe i smutne. Clair wzięła łapczywy oddech.- Z-zgadzam się- powiedziała cicho.
***
Trudno opisać co czuł Lucas kiedy Clair zgodziła się wystąpić z nim w programie. Był lekko zdziwiony, a zarazem tak szczęśliwy, że najchętniej dałby dziewczynie gwiazdkę z nieba. Właśnie dostał ogromną szansę. Szansę, której nie może zmarnować. 
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję!- krzyknął i mocno przytulił Clair. Ta z początku nie odwzajemniała uścisku, ale już po chwili tuliła do siebie Lucasa.
- To taki drobiazg. Podaruj go jako prezent ode mnie na zbliżające się walentynki- powiedziała kiedy już się od siebie odsunęli.
- Nie Clair. To nie drobiazg. To jest ogromna szansa dla naszej dwójki- odparł chłopak szczerząc się.
- Od kiedy próby?- zapytała Angielka zupełnie nie zwracając uwagi na wcześniejsze słowa chłopaka.
- Od jutra. O godzinie 11 widzę cię w sali akademii tanecznej obok parku. Wiesz gdzie to jest?
Dziewczyna pokiwała głową.
- No! To widzimy się jutro. I jeszcze raz: dziękuję- powiedział Lucas, po czym pocałował Clair w policzek
- Dobra, nie dziękuj już tak. Na razie nic nie wygraliśmy.- Zarumieniła się Angielka i nerwowo spojrzała w stronę okna jednego z domów rodzinnych. Nagle drgnęła.- Idź już, zobaczymy się jutro. Obiecuję- oznajmiła, a następnie pobiegła do jednego z domów.
- Ja też obiecuję- szepnął Lucas do siebie i ruszył do swojego domu.

Następnego dnia miał już wymyślony cały układ na konkurs. Był pewien, że wygrają.
- Hej Lucas!- krzyknęła Clair wchodząc do sali.
- Cześć Clars.- Uśmiechnął się.- Rozgrzana?- zapytał.
- Pewnie- odparła dziewczyna robiąc jaskółkę.- Od czego zaczynamy?
- Powtarzaj za mną. Okej?
Angielka przytaknęła głową. Nie wiedziała dlaczego, ale była gotowa zgodzić się na wszystko co proponował ten przystojny Amerykanin.
- Na końcu mam zrobić jaskółkę?- spytała nieśmiało po zakończeniu całego układu.
- Nie- zaśmiał się Lucas.- Na koniec zrobimy tak. Ja cię podniosę, obrócę, a ty w powietrzu zrobisz jaskółkę. Zgoda?
Clair przytaknęła. Wiedziała, że nie musi się bać. Przecież Lucas, by jej nie upuścił! Nie zrobiłby jej tego...
Z każdą chwilą nabierali do siebie coraz większego zaufania. Po kilku próbach byli już przyjaciółmi na dobre i na złe, ale nie zdawali sobie sprawy, że darzą siebie już o wiele większym uczuciem. W końcu jedno za drugim skoczyłoby w przepaść. Jednak nie wszystko zawsze idzie tak dobrze jak się wydaje...
***
- Clair Elizabeth James, gdzie się wybierasz?- zapytał Richard swojej siostry.
Dziewczyna w duchu dziękowała, że był to tylko jej przybrany brat.
- Na próbę tańca. Już za kilka dni startuję w konkursie, nie pamiętasz?- odpowiedziała poprawiając włosy przed lustrem.- Jeżeli chcesz mi coś powiedzieć to teraz. Potem nie będzie okazji.- Odwróciła się w stronę Richarda.
- No więc...aaa...yyy...- Podrapał się nerwowo po karku, ale po chwili wziął głęboki wdech i oznajmił:
- Twoja mama wylądowała wczoraj wieczorem w szpitalu. Ma podejrzenie jakiejś śmiertelnej choroby serca, której nazwy nie pamiętam. Potrzebny jest dawca i to natychmiast.
Clair spojrzała na niego jak osłupiała. Jej matka potrzebowała dawcy serca, a ona szła właśnie sobie tańczyć?! Życie jest niesprawiedliwe, powinno być na odwrót!
- Wieź mnie do niej- poprosiła biorąc torebkę z łóżka.
- Clair, nie...
- Wieź. Mnie. Do. Szpitala- wysyczała.
Richard wiedział, że nie odwiedzie siostry do tego pomysłu. Westchnął tylko i wyszedł z jej pokoju. Angielka szła po schodach za bratem starając się nie upaść i nie zemdleć. Kiedy wreszcie doszła do samochodu, zapięła pasy i wyciągnęła z torebki komórkę. Szybko wybrała numer do akademii tanecznej.
- Halo, Clair?- Usłyszała w słuchawce głos swojej najbliższej przyjaciółki Melissy.
- Mel, błagam powiedz Lucasowi, że nie przyjdę dzisiaj. Moja mama, ona, ona, ona wylądowała w szpitalu- mówiła przez łzy.
- Ludzie, Clair, no jasne, że do niej jedź. Jak odpuścisz sobie jedną próbę nic się nie stanie. Zresztą chyba macie już ten układ, nie?
Angielka przytaknęła.
- Dziękuję ci Mel. Jesteś moją prawdziwą przyjaciółką- wyszeptała, po czym się rozłączyła.
- Jesteśmy. Ale Clair, jesteś pewna?- zapytał ostrożnie Richard.
- Jestem pewna. Bardziej niż kiedykolwiek- zapewniła i wyszła z samochodu.
Otarła łzy z policzków. Musiała udawać silną. Dla mamy. Ruszyła w stronę szpitala. Jej obcasy stukały o podłogę wybijając równy rytm.
,,Znaleźć recepcję, znaleźć recepcję" powtarzała w myślach. Wreszcie zauważyła miejsce, którego szukała.
- Przepraszam gdzie leży Grace Rooney-James?- spytała pielęgniarki.
Ta tylko spojrzała na nią podejrzliwie.
- Nie mogę udzielić informacji osobom z poza rodziny- wysyczała.
- Ale ja jestem jej biologiczną córką. Nie jak ten tu- odparła Clair wskazując na brata.
- Ile ma pani lat?- ciągnęła kobieta.
- 19.
- Nie powinnam. To oddział, na który rzadko wpuszczamy gości...
- Proszę pani, ta oto osoba ma 19 lat i jest jeszcze biologiczną córką tej osoby. Wczoraj wróciła późno do domu i nie miała okazji widzieć się z nikim dzisiaj się dowiedziała. Więc proszę, ją, wpuścić- rozkazał Richard.
Pielęgniarka wywróciła oczami, ale wymusiła sztuczny uśmieszek.
- Sala 32B, 2 piętro, tam jest winda. Tylko proszę szybko.
- Dziękuję- wyszeptała Clair, po czym skierowała się we wskazanym kierunku. Nacisnęła guzik z cyfrą ,,2" i przytuliła mocno swojego brata, który akurat zdążył wejść do windy.
- Clair, wszystko będzie dobrze. Znajdą dawcę, zobaczysz- powiedział Richard głaszcząc siostrę po włosach.
- Nie obiecuj czegoś, czego nie jesteś pewien- przestrzegła Angielka, ale miała nadzieję, że tak się właśnie stanie.
Kiedy winda się zatrzymała, wybiegła z niej jak torpeda. Bez problemu znalazła pokój, w którym znajdowała się jej matka.
Pchnęła drzwi i weszła do środka. Jednak kiedy zobaczyła mamę z zamkniętymi oczami, podłączoną do mnóstwa urządzeń chciała stamtąd wyjść. Podeszła jednak do niej i uścisnęła jej rękę.
- Jestem mamo.
Kobieta jednak nawet nie otworzyła oka. Nie uśmiechnęła się, nie uraczyła córki ciepłym słowem. Dosłownie nic. Zero reakcji.
- Przepraszam, że tak późno- łkała Clair.
Nagle Angielka poczuła czyjąś rękę na swoim ramieniu.
- Melissa mi wszystko powiedziała.- Usłyszała głos Lucasa.- Nie wiem co czujesz, ale mam do ciebie jedną prośbę. Nie przestawaj się uśmiechać. Nadal bądź tą szczęśliwą Clair, taką jak dawniej.
- Nie mogę niczego obiecać. Zresztą nie byłam szczęśliwą Clair- odparła dziewczyna.
Chłopak obrócił ją w swoją stronę.
- Jak to? A ta energia, którą codziennie emanowałaś to co?
- Udawałam Lucas. Mój tata on... On mnie terroryzował. Często wychodziłam z domu byle go unikać. Mama mieszkała z nami, ale cały czas była zajęta. Tylko wieczorem rozmawiałyśmy. Wtedy kiedy mój ojciec nie mógł mnie nękać. Zresztą jaki ojciec. Raczej drugi mąż mojej mamy, mój opiekun prawny. Tylko Richard, mój przybrany brat, wiedział, że tata na mnie krzyczy i w ogóle. A teraz jak mama odejdzie to zostanę już bezradna, z nim. Z mężczyzną, który nie odwiedził swojej żony w szpitalu. Żony, która umrze. Rozumiesz, zostanę sama, bezbronna. Jeżeli mój ojciec jeszcze mnie nie bił to zacznie. Zacznie się piekło. Ja nie chcę.
Clair płakała w koszulę Lucasa. Chłopak objął ją ramieniem.
- Nie zostaniesz sama.
- Jak to?- Dziewczyna spojrzała na niego załzawionymi oczami.
- Ja będę z tobą. Przysięgam.
- Przysięga to poważna rzecz.
- Wiem, dlatego przysięgam. Przysięgam, że będę z tobą zawsze. Czy twoja mama przeżyje, czego ci oczywiście z całego serca życzę, czy też nie. Kocham cię Clair i nigdy cię nie opuszczę- powiedział Lucas.
- Ja ciebie też kocham. I też będę z tobą. Będziemy razem póki śmierć nas nie rozłączy.
- Póki śmierć nas nie rozłączy- zapewnił chłopak obejmując Clair.

Z tego pobytu w szpitalu mama Clair wyszła cało. Jednak lekarze nadal nie są pewni co do jej stanu zdrowia. Żyje w niepewności podobnie jak cała jej rodzina. 
Mimo, że konkurs taneczny przepadł, ponieważ cały czas Lucas siedział z Clair w szpitalu, oboje są szczęśliwi i żyją chwilą. Nadal obowiązuje ich ta przysięga- póki śmierć nas nie rozłączy. Wiedzą jednak, że to może stać się w każdej chwili, więc czerpią z życia jak najwięcej.
Ojciec Clair nigdy się nie zmienił. Nie może jednak nic zrobić córce, która już z nim nie mieszka. Jak na razie jest niegroźny. Ale co będzie w przyszłości? Tego nie wiadomo.
KONIEC
****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****
Widzicie? Wszystko skończyło się happy!:D. Przepraszam, że dodaję tak późno, ale zaczęłam to pisać o 19:16, więc... 
Tak czy siak- wesołych walentynek! I choć są to spóźnione życzenia, to nadal aktualne. 
Co do one part'a to opinię zostawiam Wam. Myślę, że jest nawet spoko. No i tak dosyć długi XD. Ale i tak czekam na Wasze opinie:*.
Mam jeszcze taką niespodziankę: LINK
Taa... Genialna c'nie? xD
Dobra, nie zajmuję więcej czasu.
Do następnego! 
Druga część one parta ,,Nie opuszczaj mnie. Jeszcze nie" przewidziana na przyszły tydzień. 
~Vanill♬ ❤ ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. Przyjmuję pochwały jak i konstruktywną krytykę, dzięki, której mogę poprawić się w pisaniu:)