piątek, 22 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ X

Miłość jest złudze­niem. Dla­tego właśnie oso­ba za­kocha­na wo­li po­ry i miej­sca sprzy­jające iluz­ji, do­god­ne złudze­niom jak zmie­rzchy za­cierające kon­tu­ry przed­miotów, spot­ka­nia przy zam­glo­nym księżycu i świet­listo-mroczne leśne ścieżki. 
Marlene i Leo wrócili kilka minut po wyjściu Stevena. Chłopak obejmował dziewczynę ramieniem, a ona była dziwnie pochylona. Twarz miała czerwoną, opuchniętą; płakała? Lisa szybko odtrąciła tą myśl. Dlaczego miałaby płakać?! Może uderzyła się mocno w głowę? To by wyjaśniało, czemu Leo ją prowadzi. Przecież nie byli parą! Chyba... Lisa złapała się na tym, że nic nie wie o rodzinie chłopaka, a co dopiero o jego relacjach z dziewczynami. Mogło się okazać, że jest podobny do Colina - przystojny i płytki, którego obchodzi jak największa liczba złamanych dziewczęcych serc na koncie i miejsce kapitana w szkolnej drużynie piłkarskiej i koszykarskiej.
 - Leo, Marlene, nareszcie. Prawie jedzenie wam wystygło - przywitał ich doktor. Uśmiechał się do dziewczyny tak śmiało i radośnie, jakby był z niej dumny. Ale z jakiego powodu? Ugruntowało to Lisę w twierdzeniu, że tamta dwójka stanowi parę z długim stażem. - Marlene, źle się czujesz? - Brwi mężczyzny zbliżyły się ku sobie.
 - Migrena - odpowiedziała dziewczyna krótko, siadając - przy pomocy Leo - na miejscu obok Lisy.
 - Leo, może usiądziesz obok? Będziesz pomagał... koleżance. - Brytyjka wyczuła krótką chwilę wahania w głosie doktora. Kim ona dla niego była, do cholery?!
 - Jasne. - Chłopak usiadł obok Marlene, obejmując ją lewą ręką w pasie, a prawą trzymając widelec, którym skubał makaron.
 - Już jestem. - Do jadalni wszedł Steven z wyrazem twarzy, który wyrażał zaniepokojenie. Kiedy zobaczył rękę Leo na talii Marlene, zaniepokojenie zastąpiła skwaszona mina. Zajął swoje miejsce i wlepił oczy w obiad, starając się nie zwracać uwagi na osoby siedzące naprzeciwko.
 Lisa przez cały posiłek obserwowała zachowanie brata, Leo i Marlene. Steven i dziewczyna już nie posyłali sobie nieodgadnionych spojrzeń, zwiastujących rodzaj ich przyszłej relacji. Teraz to Chorwatka wpatrywała się nieustannie w śnieżnobiały obrus na stole, powstrzymując łzy, a jej sąsiad ukradkiem na nią patrzył z troską i dziwnym rodzajem szczęścia w oczach, które czujemy tylko wtedy, kiedy wreszcie osiągniemy wymarzony cel bądź znajdziemy ważną dla nas osobę.
 Rozmowa się nie kleiła; słychać było tylko odchrząknięcia, uderzenia o stół szklanek z wodą lub filiżanek z kawą, szczęk widelców i noży oraz fale bijące o brzeg. Cisza była nie do wytrzymania, a nikt - cholera jasna - nie kwapił się, by ją przerwać. Atmosfera zgęstniała - wydawało się, że jest idealna by pokroić ją, ozdobić i podać na talerzu jak jakąś tartę z owocami. Wydawało się, jakby każdy miał do każdego jakieś wyrzuty. Nie czuło się tej swobody, z jaką prowadzono przedobiednie rozmowy. Teraz czuli się jak więźnie, przetrzymywani wbrew własnej woli i zmuszeni do zjedzenia wspólnego obiadu, choć było to nie fair.
 Kiedy podano deser, wszyscy się na niego rzucili, by jak najszybciej odejść od stołu. Mieli dość tego towarzystwa, tego milczenia. Gdy wreszcie skończono, każdy jak na komendę wstał od stołu i z cieniem uśmiechu na twarzy, wyszedł z jadalni.
 - Proponuję, dokotrze, żebyśmy przenieśli się do gabinetu. - Wujek nachylił się nad Rotfieldem i oboje ruszyli w nieznaną dotąd Lisie część domu.
 Patrzyła się za nimi, póki nie zniknęli w czeluściach domu. Musiała zająć czymś wzrok, by nie myśleć o Leo i Marlene, siedzących blisko siebie na kanapie.
 - Lisa. - Poczuła dotyk czyjejś dłoni na ramieniu; podskoczyła. - Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. - On. Leo.
 - E tam. - Machnęła ręką patrząc w oczy chłopaka. - Przywykłam po osiemnastu latach mieszkania ze Steve'em.
 Chłopak uśmiecha się tak naturalnie. Serce w jej piersi trzepocze. Wyrwie się?
 - Wybacz, że zniknąłem przy obiedzie, ale tata poprosił.
 Gniew ulatuje. W jej sercu jeszcze pali się iskierka złości i zawodu. Szybko jednak gaśnie.
 - Marlene jest twoją dziewczyną? - pyta, obskubując paznokcie z resztek lakieru.
 - Co?! Nie - odpowiada szybko, jakby chciał zabić w Lisie resztki niepewności najszybciej, jak to możliwe. - Ona jest moją... kuzynką! - Kolejne wahanie. Dziewczyna patrzy na niego podejrzliwie.
 - A nie koleżanką? Jak to ujął twój tata?
 - Nie, pomyliło mu się. Widzisz, ona nie jest naszą najbliższą kuzynką. Bardziej córką naszej znajomej. - Chyba kłamie.
 - Och, nie wiedziałam, że mieliście wspólnych znajomych z ciocią. Swoją drogą, biedna Katarina. Umarła tak młodo...
 Leo przytakuje bezmyślnie. No pewnie, nie może zrobić niczego innego.
  - Tak, Marlene jest naprawdę bezradna. - Kieruje wzrok na śmiejącą się dziewczynę, która niedawno jeszcze płakała. Wszystko dzięki Stevenowi.
 - Taaak - zgadza się niepewnie. - Będziemy z nią mieszkać dwa miesiące - dodaje.
 - Tata chciałby ją zabrać do domu w Bristolu, żeby nie musiała się martwić pieniędzmi - oznajmia.
 - Wracacie już do Anglii?
 - Niestety. Na szczęście, w sierpniu jadę jeszcze na nurkowanie do Tajlandii.
 - Fajnie. A twój tata...?
 - On będzie siedział, siedział, siedział i siedział w tej Anglii, bo ma mnóstwo pracy. - Wywraca oczami.
 Prawdziwe srebro, przewija się przez jej głowę.
 - Ach. Czyli zabieracie ze sobą Marlene? - zmienia gwałtownie temat, spuszczając oczy na podłogę. Jej twarz przybiera odcień delikatnych płatków róży.
 - Jeżeli się zgodzi. - Bierze jej filigranową dłoń w swoją. - Mam nadzieję, że nas kiedyś odwiedzisz w Bristolu.
 Uśmiecha się, zaczerpując powietrza i kiwa głową. Jego łagodny głos, niesamowicie intensywne oczy, uśmiech, błąkający się po jego pięknej twarzy... Ideał, o którym zawsze marzyła. Jak śmiałaby odmówić? Tylko on sprawia, że jej charakter nie jest już taki twardy. Przy nim staje się miękka i bezbronna jak mały kotek.
 - Kiedy macie lot?
 - Za kilka dni. Bodajże w sobotę.
 - Świetnie. Możemy jeszcze się spotkać... - Co ja najlepszego wyrabiam? Jej język odmawia posłuszeństwa; mówi, co myśli. Nie może się opanować. A może nie chce?
 - Tak, dobry pomysł. Jutro na przykład? Znam taką cudowną zatoczkę w pobliżu. Wezmę łódkę.
 - Umiesz sterować? - pyta nie dowierzając.
 - Tak. Nauczyłem się, jak byłem mały i jeszcze mieszkałem w Lizbonie. - Ten zalotny uśmiech...
 - Okej. No to, jutro.
***
Steven patrzył na nią cały obiad. Dobrze o tym wie. Podchodzi do niego, zaczyna rozmowę. O dziwo, chce z nią rozmawiać. Nie odtrąca jej, jak tyle dobrze jej znanych osób. Uśmiecha się tylko, patrzy na nią popielatymi oczami i rozmawia z nią.
 - Tak, uwielbiam Chorwację. Myślę, że to miejsce, w którym chciałabym mieszkać całe życie - mówi, siadając obok niego na kanapie.
 - Byłaś kiedyś za granicą?
 Kiwa głową. Przynajmniej nie musi kłamać.
 - Tata zabierał mnie na wycieczki. Byłam w Serbii, Czarnogórze, we Włoszech, w Grecji, Niemczech, Austrii, ale moją wyprawą życia były wakacje w Bułgarii, kiedy miałam siedem lat.
 - Zwiedziłaś dużo miejsc.
 - W większości przebywałam ledwo cztery dni - mruczy.
 Steven wykrzywia usta w uśmiech i obejmuje ją ramieniem. Nie może zaprzeczyć, że coś jest między nimi na rzeczy. Chemia. Muszę z tym walczyć, myśli, przecież muszę poznać jego sekret, a nie się w nim zadurzyć. Nie obchodzi mnie, co mówi Leo. Ja i tak to zrobię. Nie powstrzymają mnie.

Tak, znowu zanudzam Was tą moją twórczością. Wybaczcie;(.
Zmieniłam styl pisania pod koniec rozdziału! O matko, co to będzie:x.
To, co możecie przeczytać u góry jest dziwne i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Po prostu mam świetny pomysł na kolejne opowiadanie i dlatego tak z tym pędzę. Może nawet być, że będzie tylko 15 rozdziałów, dlatego nie martwcie się! W najgorszym wypadku jeszcze tylko 10. W najlepszym - 5. Oczywiście, nie z epilogiem! Ale on będzie krótki, tak więc...
Okej, nie pogrążam się-.-. Tylko tydzień do szkoły:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(;(. JA NIE CHCĘ!!! Ale z drugiej strony - kto chce?
Tyle złego.
~Vanill

1 komentarz:

Dziękuję za każdy komentarz. Przyjmuję pochwały jak i konstruktywną krytykę, dzięki, której mogę poprawić się w pisaniu:)