piątek, 9 maja 2014

ROZDZIAŁ XIV ~ Spojrzenie.

Krzyk nie jest tak bar­dzo prze­rażający jak cisza, która następu­je za­raz po nim. 

*LIV*
Bum! Uderzyła głową o podłogę zdecydowanie za mocno. Nie mogła pozbierać myśli, podnieść się ani zobaczyć, czy coś się stało Annabel. Przez chwilę czuła się pusta w środku, jakby właśnie zaczęła wszystko od nowa. Jakby życie było dla niej czystą kartą. Niestety, już kilka sekund później ból dał o sobie znać i ponownie wróciły wszystkie wspomnienia.
 Z trudem otworzyła oczy. Zobaczyła tylko ciemną maź na podłodze i Annabel leżącą kilka metrów dalej. Nie ruszała się.
 - Ann! - krzyknęła, starając się podnieść na nogi i podejść do niej. Kiedy tylko się podniosła, przed jej oczami pojawiły się plamki. Ból przeszywał ją całą. Upadła z jękiem na podłogę. Czuła się bezwładna. W głowie wirowało jej tysiąc myśli, żadna jednak nie spowalniała. Była wyzuta z sił. Mimo wszystko musiała dostać się do przyjaciółki. Musiała.
 Zaczęła się przeczołgiwać w jej stronę. Nie zwracała uwagi na ból, który nasilał się z każdym ruchem. Dla niej ważniejsze była Annabel. Poza tym - ból był mniejszy od tego, towarzyszącemu chodzeniu czy staniu.
 Kiedy już przyjaciółka była na wyciągnięcie ręki, zatrzymała się. Powoli pochyliła się nad dziewczyną i zmierzyła jej puls. Nie wyczuła jednak nic. Popatrzyła na Annabel z przerażeniem. Dopiero wtedy zauważyła, że koszulkę ma całą w krwi.
 Miała ochotę zacząć się wariacko śmiać. Przecież to tylko sen! Ha! Jak mogła na to nie wpaść! Ha, ha! Potwornie śmieszne! Ha, ha, ha!
 Zaczęła chichotać i turlać się po podłodze. To był taki śmieszny żart!
 - Ann! Ann, nie udawaj! Ale niezły żart! Może teraz z nieba spadnie jednorożec! - krzyknęła.
 Nagle poczuła na swoim karku zimny metal.
 - Milcz - rozkazał ktoś - w przeciwnym razie zastrzelę twoją przyjaciółkę.
 Na chwilę zrobiło się cicho. Nie trzeba było jednak czekać na kolejny wybuch histerycznego śmiechu, który miał załagodzić jej ból. 
 - Milcz! - krzyknęła ponownie osoba.
 Liv zamilkła i powoli odwróciła głowę w jej stronę. Jej oczom ukazał się wysoki mężczyzna z lekkim zarostem, czarnymi, nieubłaganymi oczami i ciemnymi tłustymi włosami.
 - No, nareszcie się rozumiemy - prychnął. - Zbieraj się. Pojedziemy w pewne... miejsce. 
 Spojrzała na niego ze zdziwieniem oraz strachem. On nie żartował. To nie był sen. To była makabryczna rzeczywistość.
 Rozejrzała się po miejscu, w którym leżała. Jasna, okrągła sala z jakimś biurkiem i kilkoma krzesłami. Okna były częściowo zasłonięte roletami. 
 - Gdzie jesteśmy? - zapytała ze zduszonym gardłem.
 - Musieli się wami należycie zająć. Jesteście w firmie Remadco. Ale za chwilę to się zmieni. No, już, ruszaj się.
 Była zdumiona, że mężczyzna odpowiedział na jej pytanie. Lecz czy odpowie na kolejne?
 - Po co?
 - Żeby głupi miał pytanie, a mądry odpowiedź - warknął nadal celując do niej z pistoletu. - Potrzebujemy cię.
 Zagryzła wargi. Nikt jeszcze nigdy jej nie potrzebował. Kimkolwiek on jest,  na pewno nie ma pokojowych zamiarów.
 - Ona krwawi. Zajmijcie się nią należycie - powiedziała.
 - Po to ją zabieramy - odparł cicho, chłodno. - Żeby ją uleczyć. Ale jeżeli sama się nie podniesiesz, będzie musiała się tu wykrwawić. A ty tu posiedzisz - zagroził.
 Powoli zaczynała rozumieć. Tu nie chodzi o Annabel. Tu chodzi o jej geny. Tu chodzi o Poirota. Chcą się zemścić i zrobią to tak, czy siak. Lecz ona może teraz zadecydować o tym, jaka to ma być kara. Może poświęcić swoje życie lub życie Ann. Czy chce poświęcić kolejną osobę? Nie ma się nad czym zastanawiać. 
 Postanowiła, że odpowiedzi na kilka innych pytań, pozna później. Teraz musi przede wszystkim ratować przyjaciółkę.
 Oparła się na rękach i starała się podnieść. Na marne. Ból przeszył jej prawą nogę, wyduszając z jej ust cichy jęk i sprawiając, że znowu upadła.
 Mężczyzna wywrócił oczami.
 - Jasne. Ona dostała w brzuch, ty w nogę - warknął.
 Podszedł do niej. Skuliła się, czekając na kopniak, krzyk czy coś takiego. Ale on wziął ją na ręce i ruszył w stronę wyjścia.
 - Tatiana, zajmiesz się tą drugą, jasne? - rozkazał.
 Wtedy zauważyła dziewczynę. Rude loki spływały jej na ramiona, z bladą cerą kontrastowały szkarłatne usta, a niebieskie, zimne jak metal oczy wydawały się analizować każdą rzecz po kolei.
 Na słowa mężczyzny przytaknęła energicznie głową.
 - Zawołaj tego gościa, Patricka. Przyda się - odparła wchodząc do pokoju. 
 ,,Patricka. Udało się" pomyślała Liv. Była to - niestety - jedyna optymistyczna myśl, jaka jej teraz przychodziła do głowy. Przynajmniej pomogła Annabel częściowo go odzyskać.
 Na jej bladych, poranionych ustach zagościł na chwilę uśmiech. 
 Choć jedną rzecz zrobiła dobrze.

 *PATRICK*
Ktoś klepnął go w ramię. 
 Gwałtownie się odwrócił. Zobaczył Matthew z jakąś dziewczyną na rękach. 
 - Leć pomóc Tatianie - rozkazał. - Przy okazji, wreszcie zobaczysz tą swoją dziewczynę. 
 Chciał przypomnieć mężczyźnie, że ma na rękach kajdanki, przykuwające go do skrzyni zmiany biegów, ale zobaczył, jak sadza na miejscu obok niego jego idolkę. Serce zabiło mu szybciej, usta zastygły w bezruchu, a ręce ścierpły. 
 Czekoladowe włosy opadały jej na twarz, orzechowe oczy, zwykle tak piękne i lśniące, wyglądały jak oczy zwierzęcia w zamknięciu - nie zatrzymywały się na żadnej rzeczy dłużej niż przez kilka sekund. Mimo wszystko wyglądała piękniej niż zwykle. Była naturalna, była cudowna, była perfekcyjna.
 Chciał coś powiedzieć, ale uprzedził go Matthew.
 - Na co czekasz?! - wydarł się. - Leć do budynku! A tylko spróbuj czegoś, to pożałujesz. Wiesz, ta dziewczyna może długo nie pociągnąć. Dlaczego by nie skrócić jej cierpień? - Wzruszył ramionami i przejechał sobie demonstracyjnie palcem po grdyce.
 Zrozumiał. Od razu wypadł z samochodu i poleciał do budynku.
 Obrócił głowę jeszcze raz w stronę wozu. Liv się za nim oglądała, a z jej oczu bił ból, ale również coś, czego jeszcze nigdzie nie widział tak wyraźnie jak teraz. Z jej oczu biła troska.

*LOGAN*
Kiedy Liv nadal nie odbierała, wściekł się. Bał się o nią. Ogromnie się bał. Była dla niego jak młodsza siostra, tylko nigdy nie chciał tego przyznać. Bo gdyby się przyznał, przyznał by się do swojej największej słabości. Bał się, że ktoś mógłby to później wykorzystać, robiąc coś Liv. A najbardziej w świecie chciał ją chronić. Szkoda tylko, że uprzytomnił to sobie teraz. Teraz, kiedy nie było wiadomo, co z nią.
 Z westchnieniem opadł na kanapę i chwycił do ręki ich wspólne zdjęcie ze zdjęć do pierwszego sezonu.
 Liv miała wtedy włosy do ramion, była drobna, a z jej oczu biła siła. Zmieniła się - i to bardzo - ale to spojrzenie pozostało. Przypominało mu zawsze o tych beztroskich chwilach, kiedy mogli bez obaw chodzić po ulicy, kiedy kłamstwa unikało się jak ognia. Dlatego zmartwiło go, kiedy jej wewnętrzna siła zaczęła znikać, kiedy zaczął ją zastępować smutek i zmęczenie. Bał się, że razem z tą siłą zniknie i on sam, zniknie szczęście. To po to powiedział tą głupotę w telewizji! Tylko, że to zdanie jeszcze bardziej pogorszyło sprawę, zabiło jej spojrzenie doszczętnie.
 Wiedział tylko jedno. Musi to naprawić.
****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ****ღ
I wracam do Was po dwóch tygodniach! :p.
Wybaczcie tą przerwę, ale miałam testy, konkursy i jeszcze kartkówki. Ale jeszcze tylko przyszły tydzień i będzie dobrze. Chyba.
 Okej, co do rozdziału to jestem nawet zadowolona. Zwłaszcza, że całość napisałam dzisiaj xD. (Logika Vanill. Ma dwa tygodnie, pisze w ostatni dzień:p).
 A! Wybaczcie tą Annabel. Tak jakoś mi się napisało, ale nie martwcie się. Nie zabiję jej. Na razie:D. Nie no, dobra. Zdradzę Wam, że ona akurat przeżyje. Cieszmy się!
 Tak ogólnie to mam deprechę, bo skończyłam ,,Wierną" i po prostu makabrycznie się skończyła:/. Spojlerować nie będę, lecz powiem tylko, że to chyba (na pewno) pierwsza książka, przy której płakałam, także... 
 To tyle z mojej strony.
 Do następnego:*.
Piętnastka pojawi się za tydzień;).
~Vanill
PS
Wasze blogi nadrobię w ten weekend:):*:3

2 komentarze:

  1. O wow!Boskie!!!Czekam na pietnastkę <3

    OdpowiedzUsuń
  2. PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM !!!!!!!!!!!!
    Za co ? Za to ,że dopiero po 4 dniach po dodaniu PRZECZYTAŁAM I SKOMENTOWAŁAM ! Nie gniewam się, że nie było cię 2 tygodnie, bo wiem, jak uciążliwa potrafi być szkoła -.- No ale przejdźmy do genialnego dzieła :)
    Jak już napisałam - rozdział jest genialny :) Dobrze, że nie uśmiercisz Annabell ! Ale napisałaś "Nie no, dobra. Zdradzę Wam, że ona akurat przeżyje." AKURAT?! To znaczy, że ktoś umrze? Może Logan? Niech on umrze! Ale nie Patricka czy Liv !
    Początek straszny, oczywiście z tego,jak ten gościu zabrał Liv, i jeszcze opis tego bólu u dziewczyny... BOSKO, ALE ZARAZEM STRASZNIE . :) Ja płakałam przy książce... Którejś Astrid Lindgren, czekaj, zaraz sprawdze tytuł - w końcu od czego jest wikipedia ? Też od tego, żeby sprawdzić jaki język urzędowy panuje w Argentynie - kolega mówił, że portugalski, a ja , że hiszpański. I wygrałam zakład, niedługo będę rozkoszować się darmową puszką mirindy :D Dobra, szukam . Chyba Mio mój Mio, wzruszające ... No ale ok, kończę. Rozdział świetny, czekam na next :3 U mnie jest już 83 :)
    Papa!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz. Przyjmuję pochwały jak i konstruktywną krytykę, dzięki, której mogę poprawić się w pisaniu:)